Wielka Wojna
O Pilicy » Militaria » Wielka Wojna
Wielka Wojna na Jurze
Listopad/grudzień 1914. Pilica na pierwszej lini frontu
W listopadzie 1914 dotarła do Pilicy Wielka Wojna. Nie będę tutaj pisał o jej przyczynach i o przebiegu działań. Informacje na ten temat bez trudu można znaleźć choćby w internecie.
Pierwszym sygnałem zbliżającej się wojny był przemarsz przez Pilicę batalionu Legionów:
Pilica. Wciśnięta w kąt między Olkuszem a Zawierciem, była Pilica z powodu trudnej komunikacyi skrzywdzona, okolica, do której tylko kiedy niekiedy dochodziły wieści o Legionach. A przecież Pilica należała do tych szczęśliwych miasteczek polskich, które były naocznemi świadkami krwawego bohaterstwa polskich „dzieci" - i w przeddzień bitwy pod Krzywopłotami* gościła na swoim rynku batalion majora** Trojanowskiego, złożony z samych prawie królewiaków, zmęczonych, spragnionych, idących od Częstochowy marszem forsownym. Mimo zmęczenia szli ze śpiewem, a radość im biła z oczu, że nareszcie przejdą chrzest ogniowy. Nie przejęła jednak Pilica łuny zapału z ich serc, nie rozgorzała miłosną ku wolności i czynowi, bo zaczęła się dla niej krwawa łaźnia, która wraz z pękającemi szrapnelami i grzechotem karabinów maszynowych przyniosła bezpośrednią styczność z „naszemi" i przytłumiła krzyk dusz, rwących pęta. Dopiero po roku, gdy mogiły w Krzywopłotach dawno trawą porosły, gdy zbiegła się rocznica wkroczenia Piłsudskiego do Królestwa z dniem wzięcia Warszawy, ukazała Pilica swoje prawdziwe oblicze, nacechowane dostojnością chwili, godne tradycyi królewskich miast Rzeczypospolitej. Dzięki staraniom miejscowego grona kobiet odbyła się w niedzielę 8 sierpnia sprzedaż kokardek narodowych W ciągu kilku godzin uzbierano 70 rubli, z których czysty dochód w sumie 65 rb. przeznaczono w części na zapomogi dla rodzin legionistów, w części na zaopatrzenie w niezbędne rzeczy tych wyszarzanych mundurów siwych z linii. Nadto po sumie z chóru miejscowego kościoła popłynęły dźwięki „Boże, coś Polskę" a serca obecnych rwały się w zaświaty, by za rzeki świeżej krwi i tyle mogił bohaterskich uzyskać znak błogosławieństwa na czyn, na życie nowe. Pierwszy to raz od niepamiętnych lat nie wstydzono się i nie bano mówić głośno. O Polsce Niepodległej i jej żołnierzu Legioniście....
*Bitwa pod Krzywopłotami stoczona w dniach 17-18 listopada 1914, pomiędzy oddziałami Austro-Węgier i Rosjan.Trzy bataliony Legionów (I, III i V) wycofały się do Krakowa wraz z Komendantem. Legioniści z IV i VI batalionów 1 Pułku Piechoty Legionów (dowódcy kpt. Wyrwa i kpt. Herwina), oraz artylerzyści pod dowództwem kpt. Brzozy, razem około 1400 żołnierzy pod dowództwem Mieczysława Ryś–Trojanowskiego okopali się na wzgórzu Św. Krzyża w Bydlinie i w Krzywopłotach. Wojska rosyjskie zajęły pozycje w lasach Smolenia i Domaniewic. W wyniku toczonej ze zmiennym szczęściem bitwy obie strony poniosły straty. Ranny został dowódca sił polskich Ryś-Trojanowski. Dowództwo przejął major Wincenty Brzoza-Brzezina.
**Mieczysław Rys-Trojanowski, późniejszy gen.brygady, awansował do stopnia majora dopiero 15 czerwca 1915. W opisanym wydarzeniu uczestniczył jeszcze jako kapitan (awans otrzymał 29 września 1914).
Celem rosyjskiej jesiennej ofensywy było zakończenie walk na wschodnim teatrze działań. Strategicznym celem był Śląsk stanowiący przemysłowe zaplecze Niemiec. Jednym z rezultatów działań rosyjskich miało być zdobycie twierdzy Kraków co stawiałoby Austro-Węgry w trudnej sytuacji militarnej i politycznej otwierając rosyjskiej kawalerii drogę na Nizinę Węgierska i wywołując ruchy wolnościowe w tym wielonarodowym państwie. Tereny Jury były jedynym realnym i ostatnim terenem,na którym możliwe było powstrzymanie wojsk rosyjskich. Plan zakładał zatrzymanie tutaj ofensywy 4. i 9.armii rosyjskich przez austriackie armie 1. i 4. wspierane na północy przez niemiecką Grupę gen.Woyrscha.
13 listopada 1914 roku, około miasteczka Pilica w godzinach popołudniowych nastąpiło pierwsze starcie patroli austriackich z rosyjskimi, których to ostatnio nie widziano tutaj od czterech miesięcy blisko. M.in. Utarczka była i na gruntach b.folwarku Dobra oraz na gruntach osady „Gruszka”.Zginał jeden ułan austriacki (Polak),a patrol austriacko-węgierski cofnął się pod sama Pilicę.,skąd go kozacy wyparli wieczorem aż pod wieś Podzamcze...W godzinach południowych na gruntach wsi Dobra,Dobra Kolonia ,Wierbka i Sławniów nastąpiło zetknięcie się i starcie patroli obu wojsk nieprzyjacielskich. Kozacy przybyli tak niepodziewanie,cicho i sprawnie,że nikt ani z ludności ani wywiadowców austriackich nie zauważył, kiedy i którędy przybyli. Z zagajników,wąwozów ,zarośli w pobliżu dróg wiejskich i gościńców bitych ,wiodących z Żarnowca, i Pradeł do Pilicy ,zaczęli prażyć ogniem karabinowym austriackie patrole.
Wielka Wojna wkroczyła na pilicką ziemię.16 listopada Rosjanie dotarli do Sławniowa,zajęli Smoleń oraz ruszyli przez Wolę Kocikową w kierunku Ryczowa gdzie wieczorem doszło do starcia z oddziałami austriackimi. Szturmujący Rosjanie zdobyli dwa ckm-y jednak w okrążenie wpadł i dostał się do niewoli niemal cały batalion. Następnego dnia okolice Pilicy stały się rejonem silnych walk. Znajdujące się w odległości 200 kroków od siebie oddziały prowadziły gęsty ostrzał artyleryjski i karabinowy jednak bez jakiejkolwiek zmiany położenia.19 listopada Austriacy wspierani celnym ogniem artylerii wyparli Rosjan z lasu pod Podzamczem. Obie strony okopały się w lesie. 20 listopada zagrożone były rosyjskie pozycje w rejonie Kocikowej gdzie rozerwany został środek obrony jednak kontratak Rjażskiego Pułku Piechoty zapobiegł katastrofie. 21 listopada
Austriacy obeszli prawe skrzydło pozycji rosyjskich pod Kocikową. Duże starty poniósł tutaj Tulski Pułk Piechoty. Rosjanie odeszli
na pozycje od cmentarza żydowskiego na południe od Zarzecza,do dworku w Złożeńcu...
...pociski z dział „martirnych” zapaliły wieś Złożeniec,w której stała piechota austriacka i oddziały artylerii polnej. Oddziały te musiały wycofać się do lasu znajdującego się o pół kilometra od wsi,gdzie natychmiast zabezpieczono tę nowa pozycje. Prócz spalenia kilku chat ofiar nie było. (Włościanie z dobytkiem ukryli się w głębokich dołach)...
22 listopada:
...O 10 rano przeciwnik [Austriacy] zaczął naciskać na oddziały 75 Dywizji,które w bezładzie i pośpiechu wycofywały się ,a nasz 3 batalion pozostał osamotniony i obawiając się odcięcia w wyniku odkrycia skrzydła przeszedł na nasze lewe skrzydło ,ale kiedy folwark Owczarnia został skierowany 70 Rjażski Puk Piechoty ,3 batalion został zawrócony i,przedłużając skrzydło obrony od strony 70.Pułku,zajął wzgórza na południowy zachód od pałacu w Pilicy. Przeciwnik zamierzał atakować. Uznając wzgórza przy folwarku Owczarnia za strategiczne kluczowe,70 Pułk otrzymał rozkaz osłaniania odejścia Dywizji na pozycje główną ,rozciągająca się od papierni w Sławniowie po Smoleń. Przeciwnik wielokrotnie rzucał sie do ataku ,ale za każdym razem kontrataki 70 Pułku Piechoty i ogień karabinów maszynowych odrzucały go..
23 listopada:
...Sztab rosyjski polecił przygotować nową linie bojową- pozafrontową .Wobec tego wzgórza wsi :Biskupice, Zarzecze, Dobra,Dobra-Kolonia, Sławniów, Wierbka, Cisowa, Smoleń zaroiły się od żołnierzy. Również chłopów., robotników fabrycznych i nawet Żydów zajęto do sypania rowów i budowania zasieków z przeszkodami. Już wieczorem żołnierze obsadzili świeże rowy strzeleckie. Obozy cofnięto o trzy kilometry wstecz a kilka baterii ustawiono na gruntach wsi :Kolonia Dobra i Sławniowa...
25 listopada,po dwóch dniach spokoju, wznowiono intensywne działania bojowe w rejonie Pilicy. Główne uderzenie austriackie wyszło na lewoskrzydłowy Tulski Pułk Piechoty,który poniósł znaczne straty.26 listopada Austriacy ponowili natarcie w rejonie Pilicy i zmusili jednostki rosyjskie do wycofania się.
Od rana zaczęła się walka z kilkakrotnymi atakami na bagnety lecz bez poważniejszych zdarzeń. Armaty stojące w pobliżu grzmią nieustannie napełniając powietrze niebywałym hukiem...Austriacy strzelają celnie i nie żałują pocisków,które padają bardzo gęsto. Pomiędzy 10 a 12 przed południem wojska zmuszone zostały znowu cofnąć się wstecz co uskuteczniono w popłochu i nieładzie. Po południu grupa austriackiej piechoty z 12.Dywizji I Korpusu wkroczyła do Pilicy i zajęła Smoleń. Pociski armatnie zapaliły kilka domów w Pilicy,a ponadto pociskami uszkodzono poważnie wiele innych budynków. Także pociski zabiły kilkoro i zraniły kilkoro ludzi. Po wkroczeniu do Pilicy Austriacy skutecznie zaczęli ostrzeliwać Rosjan;artyleria stojąca na gruntach wsi Kolonia Dobra poniosła ciężkie straty,zabito komendanta baterii,kilku artylerzystów i pułkownika sztabu,lustrującego pozycje.
Kolejne dni upływały spokojnie przerywane jedynie drobnymi potyczkami patroli. Dla przykładu 28 listopada:
... oddział żołnierzy wraz z 12 karabinami maszynowymi ,zająwszy pobliskie groble około łąk i błonia (od osady Gruszka do szosy sławniowskiej) i stąd ostrzeliwali gościniec za wsią Dobra do wsi Dzwonowice od Pilicy prowadzący. Wytropieni wkrótce,tegoż dnia stracili 8 ludzi w zabitych i rannych.
Sytuacja 29 listopada 1914 (K.P.Ormanowie "Wielka Wojna na Jurze")
Ten pozorny spokój trwał przez następne dni do 15 grudnia kiedy to oddziały rosyjskie w związku z sytuacja na karpackim skrzydle frontu dokonały głębokiego odwrotu na wschód.
Po północy cicho i sprawnie wojsko rosyjskie ustąpiło. Dla zdezorientowania nieprzyjaciela pozostawiono tylne straże,które od czasu do czasu ostrzeliwując się dawały złudzenie pobytu wojsk na swych stanowiskach. O 8 rano ostatnie konne patrole wycofywały się w stronę Żarnowca... Dopiero o godzinie 10 austriackie patrole przekroczyły ostatnie obronne pozycje rosyjskie i rozpoczęto pościg za zbiegłym nieprzyjacielem.
Fragment wspomnień spisanych przez Izabellę Smolską Celarską:
"Zamieszkaliśmy w Pilicy, przy ui. Krakowskiej, u wujka Antoniego Wałka, stryjecznego brata Mamusi, syna Walentego. Ojciec wychodził na wieś, do Dzwonowic, do stryja Walentego Wałka i do Ryczowa, do swojego ojca. Zaopatrywał nas w żywność, robił zapasy na zimę i starał się o pracę dla siebie, bo, a nóż wojna się przeciągnie i nie skończy do trzech miesięcy?.. Pewnego dnia właśnie wrócił z Dzwonowic bryczką, zdjął jakiś tobołek z żywnością i powiedział Mamusi, że zabrał się z tym panem, który jedzie do Ryczowa i nie zna drogi przez las, więc on go odwiezie, przy okazji odwiedzi ojca, przenocuje i wróci jutro rano. Z okna widzieliśmy tego pana w bryczce, Tatuś wsiadł, uśmiechnął się do nas, pomachał ręką, myśmy odpowiedzieli tym samym i całusami. Odjechał. W miasteczku było cicho. W pół godziny po tym przez ulicę, w galopie przejechał jakiś jeździec, a za moment, na takim samym koniu, drugi. Po chwili jechali już dwójkami i wkrótce było ich pełno. Od strony stawu i Czarnego Lasu słychać było pojedyncze strzały z karabinów, później całe ich serie, aż w końcu wszystko ucichło. Był zmrok. Wyglądaliśmy oknem, czy tatuś nie wraca. Nie wrócił. Ani tego wieczora, ani następnego rana. Za to Rosjan wszędzie było pełno i zauważyli, że się okopują na górze, od strony Kościoła Św. Piotra. Po przeciwnej stronie miasta, na górze, od strony Klasztoru, okopali się Niemcy, a od strony Czarnego Lasu, Austriacy. To co się później działo, trudno opisać. Walili do siebie z armat. Kule latały nad miastem, szrapnele się rozrywały. Od góry Św. Piotra słychać było: Hurra!, Ural, strzały karabinowe, szczęk broni i jęki. Ludzie kopali w ogrodach doły, nakrywali je belkami, gałęziami i zasypywali na pół metra grubo ziemią. Przenosili z domu pościel i dzieci, że to będzie bezpieczniej. Wujek Antoni zrobił to samo, ale nikt znas nie chciał tam wejść, a kiedy w sąsiednim ogrodzie kula trafiła w taki schron, już nie nalegał. Siedzieliśmy wszyscy w domu. Raz, w czasie strzelaniny, jakiś mężczyzna schronił się do naszej sieni, przez którą także gwizdały kule. Mamusia otworzyła drzwi, żeby go wpuścić do mieszkania. Jedną nogą był już w kuchni, a tą drugą za progiem mu przestrzelili. Po dwóch dniach zabrali go od nas. Tego samego dnia przyniesiono rannego żołnierza. Był to młodziutki Rosjanin, ochotnik, miał może 17 lat. W tym czasie była straszna bitwa. Pilica przechodziła z rąk do rąk. Raz byli w mieście Rosjanie, raz Niemcy, to znów Austriacy. Gdy ci ostatni zatrzymali się dłużej, mamusia sprowadziła lekarza, który był Polakiem w wojsku austriackim. Z daleka obserwowałam, jak lekarz zdejmował bandaże. To było coś tak potwornego, { wtedy miałam lat 12, a dziś 64!) że ten obraz pamiętam jakby to było wczoraj. Żołnierzyk miał gorączkę, był na wpół przytomny, ale gdy zobaczył mundur austriacki, z nienawiścią w oczach powiedział: zastrzel mnie i odwrócił głowę do ściany. Ten lekarz odezwał się do niego po polsku, że nie po to przyszedł, lecz chce mu pomóc, chce mu przynieść ulgę w cierpieniu: Jesteś młody, będziesz żyć! Mamusia tymczasem grzała wodę, a lekarz, mimo oporu, próbował zdjąć z chorego koszulę. Była bardzo brudna i zawszona, więc wpakował ją do pieca. Potem bandaże przeciął, zdjął, sciągnął szczypcami i takie oblepione krwią, ropą i wszami poszły do pieca Nie mogłam patrzeć ani słuchać jak to wszystko strzelało w ogniu. W czasie gdy żołnierz umyty, leżał już spokojnie, pielęgniarz wyszedł i przyniósł bieliznę. Założono choremu opatrunek, czystą bieliznę, a w międzyczasie rozmawiali już spokojnie. Doktor pytał, dlaczego poszedł jako ochotnik? -Żeby Was bić!- uniósł głos chory. A jak wyzdrowiejesz, co będziesz robił? -Będę Was bić!- odpowiedział. Lekarz przed wyjściem powiedział do Mamusi, że dni tego chłopca są policzone, że tu potrzebna matczyna opieka, że zabiorą go do szpitala. Ale nie zdążyli, bo znów weszli Rosjanie. Szukając po domach, czy nie ma gdzieś ukrytych Niemców, znaleźli swojego żołnierza i powiedzieli, że przyślą zaraz po niego. Tymczasem chory majaczył w gorączce; wzywał matkę, mówił o dziewczynie, która za nim płacze, zrywał się,chciał iść i opadał bezsilnie na poduszkę. Nic nie jadł, ale kompot z suszonych owoców pilł chętnie. Żal nam było, gdy go zabierali prawie nieprzytomnego już. Wszyscyśmy płakali. Zaraz potem spalono prawie całą ulicę i nasz dom. Dzieci już spały, chociaż było ledwo szaro na dworze, gdy weszło kilku żołnierzy w czarnych mundurach. Kazali mężczyznom wziąć wiadra, konewki, co kto miał i iść za sobą, a nam budzić i ubierać dzieci, zabierać z domu co nam potrzeba i wychodzić, bo te domy będą zaraz palić. Mamusia najpierw wyniosła dzieci. Był mróz, więc na placu koło Kościoła Ewangelickiego rozłożyła na ziemi koce, na to pierzynę, Broneczka i Lutkę ułożyła, okryła, a mnie i Kazi kazała ich pilnować. Sama biedna biegała, wynosiła co było pod ręką z domu. Chciałam jej pomóc, lecz tylko maszynę do szycia wyciągnęłyśmy razem, a ja sama nie wiedziałam co brać, więc pokrywki do garnków, jakieś drobne przedmioty... A tymczasem wujkowie wrócili z pełnymi wiadrami i konewkami spirytusu z pobliskiej gorzelni Arkuszewskiego. Żołnierze krzyknęli na nas żebyśmy się wynosiły. Braii te wiadra, oblewali domy spirytusem, podpalali... l płonęło wszystko!...Mamusia przypomniała sobie, że w koszu na strychu są wszystkie najlepsze rzeczy. Skoczyła i przyciągnęła już ten kosz do samych schodów, lecz nie miała z kim znieść go na dół, a szkoda było zrzucić, bo się połamie,. Zdążyła tylko sama zejść i płonący dach się zawalił. Wujek Antek i wujenka Monika płakali patrząc jak płonie ich cały dorobek. Dzieci ich, jak gromadka piskląt skulone na tych betach piszczały przerażone. A ciocia Walercia Węglarzowa, zostawiwszy mi Kazię i Lodzie, poszła szukać gdzieś schronienia na noc dla nas wszystkich. Tymczasem wrócił wujek Węglarz, postawił konewkę koło naszej maszyny przy posłaniu dzieci i radził z ciocią gdzie tu iść?, bo przecież wszyscy pogorzelcy szukają tego schronienia. Nagle Mamusia zauważyła, że naszej Kazi nie ma. Ja nic nie mogłam powiedzieć co się z nią stało, więc wszyscy wujkowie i mamusia rozbiegli się szukając jej. Ja byłam najstarsza i miałam pilnować wszystkich dzieci, lecz gdy starsi odeszli, a domy się dopalały i tylko od czasu do czasu buchnął jakiś płomień w górę, posypały się iskry lub coś tam skwierczało, czy trzaskało w ogniu, zmęczona i głodna zaczęłam się rozglądać co by tu zjeść. Mamusia wyniosła pół chleba z domu, dzieci już trochę zjadły a ja dopiero teraz sobie o tym przypomniałam. Była nawet ukrojona kromka chleba, lecz stwardniała na mrozie, czy też zeschnięta od żaru, nie dała się ugryźć, więc poszłam do tej konewki i będąc pewna, że to wodę wujek postawił przy nas, umoczyłam ją i zaczęłam jeść. Okazało się, że była to wódka ale nie zraziłam się, lecz ssałam z chleba, a potem ten chleb zjadłam i już więcej nic nie pamiętam. Obudziłam się w jakiejś wielkiej izbie zaścielonej słomą od ściany do ściany. Zarzucono na tę słomę co kto miał: koce, poduszki, pierzyny, stare palta, l tak pokotem leżeli na tym ludzie. Spałam 12 godzin, bardzo bali się o mnie. Gdy się wreszcie obudziłam i oprzytomniałam, trochę mi opowiedziano co się dalej działo. Kazię późno w nocy znaleziono na murze okalającym kościół Farę, który był położony wyżej i stąd Kazia obserwowała jak się pali Rzym, A to dlatego, że niedawno Mamusia czytała nam Qvo Vadis. To Żydzi, których dom ocalał, gdyż był po przeciwnej stronie ulicy, pomiędzy drewnianym Kościółkiem Ewangelickim a "szpitalikiem" czyli schroniskiem dla najbiedniejszych samotnych starych ludzi. Ten szpitalik, to murowany Kościółek przy ul. Krakowskiej, do którego w głębi przylegała oficyna, duże trzy izby. Do tego przytułku przygarnięto kilka rodzin tych pogorzelców, którzy nie mieli nikogo z bliskich w mieście. A więc mieliśmy dach nad głową i to kryty blachą. Gdy znów była bitwa, to kulki karabinowe tak gruchotały po tym dachu jak groch na przetaku, ale do izb jakoś nie wpadały. Cały ten szpitalik był otoczony wysokim i grubym murem, więc czuliśmy się tu bezpieczni. Tylko jeść nie było co. Całe zapasy zgromadzone na zimę spłonęły razem z domem, więc Mamusia myślała jak się tam dostać i wygrzebać coś, a może nie spłonęło doszczętnie. Wieczorem, gdy bitwa ucichła, przekradaliśmy się ł chyłkiem na drugą stronę ulicy i grzebaliśmy w tych gruzach, żeby się dostać do miejsc, gdzie stał w kuchni worek z mąką i pod łóżkiem skrzynka z ziemniakami. Dużo trudu i sił nas to kosztowało, aż wreszcie wygrzebaliśmy trochę ziemniaków. Z wierzchu spalone na węgiel, pod spodem uduszone i te jak najcenniejszy skarb nieśliśmy do domu. Niestety, do jedzenia się to nie nadawało. Jedna wielka gorycz i smród. Przecież to się paliło razem z pościelą i butami, razem z ubraniem i pierzem. Tego się nie da w słowach wyrazić jaki smak miały te ziemniaki! Ale głód był straszny, więc tarło się te ziemniaki i robiło kluski, gotowało w jednej, a potem drugiej wodzie i to, po odcedzeniu z trudem przechodziło przez gardło. Ktoś Mamusi powiedział, że ksiądz proboszcz z Fary rozdaje pogorzelcom ziemniaki i mąkę, które przed ofensywą, zbierał od chłopów w okolicznych wsiach dla głodujących robotników i górników w Sosnowcu i miał je zmagazynowane u siebie w piwnicach i stodole, gdyż nie zdążył tego wywieźć do Zagłębia. Więc - pełna nadziei - poszła na plebanię. Proboszczem w Farze był wtedy ksiądz Frejiich - ten sam, który przed kilku laty był w Sosnowcu na Pogoni. Ten sam, który tak fatalnie zaważył wtedy na losie naszej rodziny. Teraz, gdy Mamusia stanęła przed nim i wyjaśniła cel przybycia, oświadczył, że co miał już rozdał pogorzelcom i więcej nie ma nic z tego co zebrał do rozdania. Musiało to Mamusię dużo kosztować, skoro nie odwróciła się i natychmiast nie wyszła, lecz powiedziała: Od trzech dni nie mam kompletnie nic do jedzenia i dzieci moje $q głodne, jak wrócę do nich z niczym? Czy ksiądz ze swojej spiżarni nie mógłby mi pomóc? Ksiądz odpowiedział: Ja wam dzieci nie narobiłem. Wtedy dopiero Mamusia wyszła. Jak nieprzytomna krążyła w kółko, wokół rynku. Znała tu każdy kąt, każdy kamień przy drodze. Tu spędziła cztery lata jako gospodyni u poprzedniego proboszcza staruszka, stąd wyszła za mąż. Znała dobrze zasobne spiżarnie, piwnice i stodoły i stąd odchodziła dzisiaj jak żebraczka, bez pomocy w tak ciężkich dniach swojego życia, gdy ze wstydem przyszła prosić o coś do zjedzenia dla swoich głodnych dzieci. Błądziła tak bez celu. Był spokój i cisza w powietrzu. Nie było słychać strzałów. Przed jednym na wpół zburzonym przez kule armatnie domem w rynku, zatrzymała Mamusię Żydówka, która ją znała, gdy jeszcze była panną Joanną z plebanii czasem robiła zakupy w jej sklepiku. Wciągnęła Mamusię do siebie i szeptem mówi: Niech się pani nie martwi, pani mąż żyje i niedługo wróci. Mój mąż też jest w Ryczowie. Dał mi znać, że jak tylko się front przesunie za Czarny Las, to wrócą, l zaczęła wypytywać gdzie mieszkamy, jak żyjemy i czy nam czego nie brakuje. Bo trzeba iść do księdza proboszcza, on dużo zebrał żywności. Wczoraj byli u niego ci spaleni obywatele / zażądali, żeby rozdał to wszystko tu w Pilicy, bo do Sosnowca i tak teraz się nie dostanie, a tu ludzie głodni i zamknięci w mieście, nie mogą się ruszyć za poszukiwaniem żywności. Mamusia jej powiedziała, że właśnie wraca z plebanii i już tam nic nie ma. Żydówka nic nie powiedziała. Wzięła od Mamusi koszyki poszła do sklepu. Dała Mamusi trzy ruble i jeszcze po drodze kazała wstąpić do rzeźnika, który po kryjomu w piwnicy ubił krowę i znajomym po cichu sprzedaje po kawałku mięsa. A jak Pani zabraknie, proszę do mnie przyjść, będziemy się ratować, aby przeżyć tę wojnę. Jak wróci Pani mąż i zarobi, to mi Pani zwróci. Nie ma o czym mówić. Tak wyprawiła Mamusię obca kobieta. Żydówka i tak zakończyła rozmowę aby Mamusi nie urazić. Po raz pierwszy od dwóch tygodni jedliśmy dobry, mięsny obiad i na cały następny tydzień było co jeść, bo w tym koszyku było wszystko co potrzeba; po trochu kaszy, mąki, ryżu, cukru, herbaty i kawy. Minęły trzy tygodnie. Pilica przechodziła z rąk do rąk. Raz byli Rosjanie, raz Niemcy, to znów Austriacy z Węgrami i wreszcie uciszyło się. Wychodziliśmy przed dom i czekaliśmy, a nasi ojcowie nie wracali... Aż pewnego pogodnego i mroźnego dnia stoję przed bramą i widzę jak od strony stawu idzie jakiś pochylony człowiek. Zatrzymał się na wprost zgliszcz i sterczącego komina "naszego domu" i tak stał dłuższą chwilę, a potem odwrócił się i spojrzał w moją stronę Wtedy poznałam. Ojciec! Nasz Tatuś kochany! Wrócił! Przez te kilka tygodni zmienił się bardzo. Osiwiał, postarzał. Gdy się Pilica paliła, w Ryczowie widziano łunę. Przez linię frontu dotarła tam wiadomość, że gdy spalono ulicę Krakowską i "nasz" dom, Mamusia nas dzieci potopiła w stawie i sama siebie także. Więc przyszedł popatrzeć na ten staw i zgliszcza. Radość nasza nie miała granic. Od razu wszystko się zmieniło. Już na Boże Narodzenie przyjęli nas starzy znajomi Tatusia i dopóki Tatuś nie znalazł samodzielnego mieszkania, byliśmy u nich. [ Nie wiem jak się nazywali ci ludzie, pamiętam tylko, że on gipsował i złocił uszkodzenia obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, który Mamusia zabrała z Sosnowca i tu podczas pożaru został uszkodzony. Ten obraz pamiętam od najwcześniejszego dzieciństwa. Od zawsze. Dzień i noc świeciła się przed nim srebrna lampka z czerwonym szkiełkiem, w którym była oliwa i okrągły pływak, przez który przeciągało się knot i regulowało płomyk, przycinając, żeby nie kopcił.] Potem dostaliśmy dwie izdebki w żydowskim domku zbudowanym z kamienia, lecz tam była taka wilgoć, że aż ściany błyszczały zimne i mokre od wody, a z sufitów bez przerwy kapało, zupełnie jakby padał deszcz. Z biedą przetrzymaliśmy zimę, a już na wiosnę przeprowadziliśmy się do drewnianego domku, na końcu miasta i tam, chociaż ciasno, bo w jednej izdebce ale było nam dobrze. Gdy śniegi stopniały, a wiosenne słońce i wiatr osuszyły ziemię, ludzie wyszli w pole i likwidowali okopy. Mamusia nie pozwoliła nam tam chodzić. Było kilka wypadków śmiertelnych i ciężkich poranień, gdy łopatą natrafiano na jakiś niewypał. Nie trzeba było nawet daleko chodzić, żeby znaleźć gilzy, czy kulki karabinowe. Wszystkie wzgórza wokół Pilicy były nimi zasiane. [©.ISC]
W okresie działań bojowych w pilickim pałacu stacjonował sztab austriackiego 2 Pułku Piechoty Krajowej a potem żołnierze 13 pułku piechoty.
Po krótkim odpoczynku odmaszerowuł pułk przez Cieślin-Ryczówek-Ogrodzieniec do Bzowa, gdzie przenicował,, a potem udał się przez Karlin-Giebło do Pilicy, na nowe stanowiska. Pułk zatrzymał się w marszu przed wspaniałym zamkiem, w przepięknym parku, przekopanym, niestety, rowami okopów, które artylerya rosyjska bez przerwy zasypywała granatami. Zamek sam robił wrażenie małej twierdzy z XIII. w. U stóp wzgórza, w przepięknem położeniu, ułożyło się jakby do snu miasto Pilica, choć było widowiskiem Opera-cyi wojennej. Właściciela zamku, p. Arkuszewskiego, wzięto pod dozór wojskowy. W nocy odbyła się przy wszelkiej ostrożności zmiana stanowisk. Nowo przybyli oficerowie mruczeli na niewygodne kwatery, bo rozmieszczono ich, jak poprzedników, po izbach portyera, stangretów i t. d. Tego było Trzynastakom za wiele i stanowczo zażądali zmiany na lepsze. Właściciel oprowadził ich wszędzie, ale pokazał im tylko te pokoje, które Moskale pociskami zrujnowali, przyczem pozwalał sobie na dość wrogie uwagi pod adresem przybyłych oficerów-Trafił jednak na Krakowskie Dzieci. Zagrożono mu też odrazu „z kantu", że jeżeli natychmiast nie wskaże w tym labiryncie wygodniejszych pokoi, to go „wyewakuują" za front bojowy, choćby ze względów czysto wojskowej natury i to bez pardonu. Groźba odniosła skutek. Znalazł się odrazu salon z fortepianem, sypialnia, jadalnia — wszystko gustownie i z przepychem umeblowane. Trzynastacy chcieli jednak właścicielowi udowodnić, że nie szukają na wzór rosyjski przepychów i że nie myślą właściciela w jego własnym domu ograniczać, zajęli tylko jadalnię, z prawem użycia od czasu do czasu fortepianu. Żołnierze poznosili wory napełnione piaskiem i w tej chwili okna worami pozatykali. W gruncie rzeczy stary ten zabytek architektury granaty rosyjskie porządnie uszkodziły. Najwięcej ucierpiała wspaniała sala bilardowa, do której wpadł szrapnel i zdemolował wszystko do szczętu.
[Emil Kwaśny. "Krakowskie dzieci" (Trzynasty Pułk) na polu chwały, 1914-1915 ]
Austriackie okopy na polach folwarku Owczarnia
Pozostałością po walkach w jesieni 1914 roku jest cmentarz wojenny w Biskupicach
Piliczanie na frontach Wielkiej Wojny:
- Cieślik Stanisław.[Pilica] ranny 5-20.10.1914
- Godzic Jan.[Solca]. ranny 3.10.1914
- Goncerz Antoni. [ Złożeniec]. Przepadł bez wieści 15.08.1914
- Kowalski Abraham. [Pilica.Narodowość żydowska]. Przepadł bez wieści 12.10.1914
- Kowalski Mosze. [Pilica.Narodowość żydowska]. ranny pomiędzy 26.08 a 30.08.1914
- Kozirat Jan.[Pilica] żonaty ranny 17.11.1914
- Makieła Piotr.[Pilica] ranny 14.08.1914
- Rilinger Jan. [Pilica] zginął 8.11.1914
- Świerka Franciszek.[Pilica] ranny 24.02.1915
- Sewrin Jan [ Pilica],zginął pomiędzy 24 a 27.08.1914
- Wojtelas Józef. [Pilica] ranny 25.08.1914
- Libert Mordechaj [Pilica] ranny 17.02,1915
- Luks Nusym [Pilica] , ranny 22.09.1914
- Strzyżak Paweł s.Jerzego.Gmina Pilica. Zaginął bez wieści pomiędzy 9-11 listopada 1914
- Baran Stanisław s.Jana.Gmina Kidów. Zaginął bez wieści pomiędzy 9-11 listopada 1914
- Goncerz Jan s.Marcina. Gmina Pilica. Zaginął bez wieści pomiędzy 9-11 listopada 1914
- Rus Franciszek s.Andrzeja. Gmina Pilica. Zaginął bez wieści pomiędzy 9-11 listopada 1914
- Szota Jan s. Konstantego.Gmina Kidów. Zaginął bez wieści pomiędzy 9-11 listopada 1914
Nowe artykuły o Wielkiej Wojnie a Jurze:
Militaria.Wydanie specjalne nr 30.2013 r.
Piotr Orman.Cmentarz wojenny w Przewodziszowicach.
Militaria.Wydanie specjalne nr 31.2013 r.
Krzysztof Orman. Jurajskie losy 31.LIR w czasie Wielkiej Wojny cz.1
Militaria.Wydanie specjalne nr 34.2013 r.
Krzysztof Orman. Jurajskie losy 31.LIR w czasie Wielkiej Wojny cz.2
Inne informacje o Wielkiej Wojnie :
Film przygotowany przez uczniów I LO im. S.Żeromskiego w Zawierciu na konkurs "Wkręć się w historię"
zorganizowany przez Towarzystwo Miłośników Ziemii Zawierciańskiej
Listopad/grudzień 1914. Pilica na pierwszej lini frontu
Przełom listopada i grudnia 1914r. to czas kiedy Pilica znalazła się na pierwszej linii frontu pomiędzy nacierającymi wojskami carskiej Rosji i broniącymi się Austriakami. Więcej o tamtych wydarzeniach widzianych oczami wojskowych oraz mieszkańcow można przeczytać tutaj. Śladem tamtych krwawych dni jest cmentarz wojenny w Biskupicach.
Mapa zniszczeń wojennych
Po zakończeniu walk wojsko austriackie wykonało dokumentację fotograficzną zniszczeń wojennych oraz żołnierskich mogił. Fotografie te zostały pokazane podczas "IX Spotkań z historia i kulturą" zorganizowanych przez Towarzystwo Jurajskie i Miejsko-Gminną Bibliotekę Publiczna w Pilicy.
Zniszczenia na ul.Krakowskiej. W tle kościółek św.Jerzego. Zdjęcie wykonane od strony rzeki
Jak wyżej
Panorama Pilicy od strony Góry św.Piotra
Panorama Pilicy od strony Góry św.Piotra
Pola Owczarni.W tle pałac
Widok od strony Bergerówki w kierunku pałacu. Za ruinami domu słabo widoczna droga do Zawiercia
Widok od strony pałacu.W tle klasztor. W wąwozie na środku zdjęcia schowana droga do Zawiercia
Oficerowie austriaccy przed pałacem
Żołnierska mogiła w parku pałacowym
Żołnierska mogiła w parku pałacowym
Skrzyżowanie dróg do Wolbromia i Klucz. Po prawej nieistniejące młyn, farbiarnia Arkuszewskiego i dworek. Przed nim krzyż ku czci cara, obecnie Krzyż Niepodległości
Północna strona rynku
Widok od strony Bergerówki.W tle pałac. W wąwozie na środku zdjęcia schowana droga do Zawiercia
Smoleń
Smoleń
Smoleń
Mogiły żołnierskie w Smoleniu
Mogiły żołnierskie w Smoleniu
Mogiły żołnierskie w Smoleniu
Mogiły żołnierskie w Smoleniu
Smoleń
Mogiły żołnierskie w kopcu powstańczym
Grób Michaela Lassengrubera z pułku LIR2 obok pałacowych fortyfikacji
Ul.Krakowska.Z lewej zbór ewangelicki.W tle kościół św.Jerzego
Mogiły żołnierskie w parku pałacowym
Widok ze stoku góry św.Piotra. W tle drożdżownia. Przed nią staw. Po prawej widoczny zbór ewangelicki przy ul.Krakowskiej
Widok na klasztor od strony pałacu
Generalmajor Adam Brandner von Wolfszahn Edler. Dowódca 46 Landwehr Infanterie Division. Smoleń. Zima 1914 r.
Generalmajor Adam Brandner von Wolfszahn Edler. Dowódca 46 Landwehr Infanterie Division. Obraz St.Żarneckiego. W tle ruiny zamku Smoleń
Znaleziona w okolicy Pilicy manierka austro-wegierska wz.1909