Obrona Częstochowy

O Pilicy » Militaria » Obrona Częstochowy

Nie będzie to powszechnie znana opowieść o udziale kasztelana Warszyckiego w obronie Jasnej Góry podczas Potopu. Rzecz dzieje się półtora wieku później a w wydarzeniach uczestniczą między innymi oddziały Gwardii Narodowej powiatu pilickiego.

Dnia 22 XI 1807 r. Komisja Rządząca wydała dekret o ustanowieniu Gwardii Narodowej we wszystkich miastach Księstwa Warszawskiego. Jako uzupełnienie do niego wydano "Przepis formacji Gwardii Narodowej", określający skład liczebny, stopnie wojskowe oraz wysokość żołdu pułku, batalionu i półbatalionu. Pułk z wydzielonym sztabem płatnym miał być formowany tylko w miastach, gdzie liczba członków Gwardii była wystarczająca do utworzenia co najmniej dwóch lub trzech batalionów. W 1809r. punktem zbornym wojsk narodowych z terenów częstochowskiego, lelowskiego i pileckiego były Żarki.

10 kwietnia 1809 na terytorium Księstwa Warszawskiego wtargnął 7 korpus pod dowództwem brata cesarzowej Austrii arcyksięcia Ferdynanda d'Este. Na jego rozkaz tego samego dnia z Krakowa wyruszyła brygada austriacka dowodzona przez gen. Bronovadsky'ego z zadaniem zajęcia twierdzy jasnogórskiej.14 kwietnia 1809 Pilicę zajęły wojska austriackie Ferdynanda d`Este i przez kilka tygodni wyniszczały ją ogałacając z zasobów żywnościowych. Tymczasem w twierdzy jasnogórskiej do obrony szykowała się 800-osobowa załoga z 28 działami, w skład której wchodziły wojska mjr Stuarta, 3 pułk ułanów płk Józefa Łączyńskiego i ochotnicy z Gwardii Narodowej z Częstochowy, Kłobucka i Krzepic. Austriacy dysponowali 3392 piechurami, 1000 kawalerzystów i setką artylerzystów z 14 działami 3-funtowymi i 2 haubicami 6- funtowymi. Za sprawą niskiego tempa marszu spowodowanego złym stanem dróg nie udało się wziąć Jasnej Góry z zaskoczenia. Uczestniczący w oblężeniu kpt. Tretter, przyrównywał Częstochowę do silnej twierdzy Spilberg koło Berna co nie podnosiło morale atakujących z Bronovadskym na czele. 18 kwietnia 1809 roku Austriacy wysłali wezwanie do poddania się, które zostało odrzucone przez dowódcę obrony. Tego samego dnia, w godzinach popołudniowych, obrońcy przeprowadzili wypad w sile szwadronu ułanów, wspartego oddziałem piechoty na pozycje nieprzyjaciela w Starej Częstochowie. Austriacy ograniczyli się do blokady twierdzy prowadząc w dniach 19-21 kwietnia sporadyczną wymianę ognia i drobne utarczki z oddziałami wojsk polskich w Starej Częstochowie. Gen.mjr. Bronovadsky, uznając, że nie jest w stanie zdobyć twierdzy, 21 kwietnia zdecydował się  na odwrót z rejonu Częstochowy drogą przez: Radomsko, Kamieńsk, Piotrków w kierunku Warszawy, pozostawiając w miejscowości Pławno jeden szwadron szwoleżerów pod dowództwem p. płk. Klebelsberga dla obserwacji i blokowania sił polskich na Jasnej Górze. 26 kwietnia siły austriackie dotarły do Chrzczonowic, gdzie ich dowódca otrzymał rozkaz arcyksięcia Ferdynanda wzywający go do Warszawy oraz udzielający generałowi nagany za nieudolne prowadzenie działań przeciw Jasnej Górze. W rozkazie arcyksiążę polecał generałowi natychmiastowe wzmocnienie oddziału obserwacyjnego pozostawionego w Pławnie. Dowódcą sił austriackich wyznaczonych do powtórnego oblężenia Jasnej Góry został płk. Gramont dysponujący 2 batalionem piechoty szeklerskiej (1500 piechurów), pułkiem Kaiser Chevaux – Legers (200 kawalerzystów) i 70 artylerzystami z 6 (lub 7) działami 3-funtowych i 2 haubicami. Pozostała część grupy gen. mjr. Bronovadsky`ego została użyta do rozpoznania terenu w stronę Kalisza. Oddziały te napotkały jednak na zdecydowany opór polskiej Gwardii Narodowej powiatów: piotrkowskiego, radomszczańskiego i pilickiego, które dowodzone przez płk. Biernackiego, miały za zadanie obronę linii rzeki Warty. 2 maja o godz. 22.00 oddział płk.Grasmonta stanął pod Jasną Góra. 3 maja 1809 roku Austriacy założyli obóz we wsi Kamień, odległy o półćwierci mili od Starej Częstochowy, o małe pół mili od fortecy. Wystawili również posterunki we wsi Wyczerpy i w samej Starej Częstochowie. W tym dniu, o godzinie 14.00, wojska austriackie przypuściły atak na znajdujący się w połowie drogi między Starą Częstochową a twierdzą kościół św. Jakuba, obsadzony przez polską piechotę. Po dwugodzinnej walce napastnicy zostali odparci. Austriacy stracili 1 oficera i 20 żołnierzy zabitych oraz ok. 50 rannych. Straty polskie: 1 zabity, 11 rannych ,w tym ppłk. Kwiatkowski.4 maja o godzinie 16.00 wojska austriackie, całością posiadanych sił, przypuściły natarcie,którego celem była Nowa Częstochowa. Celem ataku było przybliżenie stanowisk artyleryjskich do twierdzy. Po opanowaniu Nowej Częstochowy atakujący rozpoczęli ostrzał artyleryjski twierdzy,który jednak, z powodu niskiego wagomiaru dział nie mógł być groźny dla obrońców. Ostrzał prowadzony przez obrońców był na tyle celny, że bateria armat dowodzona przez por. artylerii Wiszniewskiego, zniszczyła Austriakom haubicę, zabijając kapitana artylerii, większość kanonierów i dwa konie. W godzinach wieczornych przeciwnik wycofał się do Starej Częstochowy. Prowadzony nadal ostrzał fortecy nie przynosił rezultatów a próby ataków prowadzonych przez piechotę były powstrzymywane przez artylerię. Ataki prowadzone z różnych kierunków przeplatały się z kontratakami obrońców. W nocy z 15/16 maja 1809 miał miejsce bój o zabudowania nowicjatu klasztornego św. Barbary skąd wyparto Austriaków. Nocą z 16 na 17 maja wojska austriackie rozpoczęły odwrót przez Mstów,Koziegłowy i Sławków ku granicy Księstwa Warszawskiego z Austrią. Dowodzący obroną twierdzy Mjr Stuart,awansowany za obronę twierdzy do stopnia pułkownika, siłami 5 pułku zaatakował garnizony w Koziegłowach i Pilicy przeganiając z nich wojska austriackie.

W książce Protokoły Rady Stanu Księstwa Warszawskiego znalazłem kiedyś opis:

Sesja 365 z dnia 10 czerwca 1809r.

...minister spraw wewnętrznych udziela list majora Żymirskiego, komendanta Częstochowy, do prefekta i naczelnika kaliskiego, pod dniem 5 czerwca pisany, o pobiciu przez kapitana Godlewskiego kompanii Węgrów stojącej w Pilicy i nadeszłego potem oddziału strzelców konnych: 30 ludzi wzięto nieprzyjacielowi w niewole, 50 zabito i tyleż raniono, koni przyprowadzono 17 z całym rynsztunkiem. W tej wyprawie było 10 koni nowych pikinierów, których szczególnie rzeczony major pochwala.

W indeksie geograficznym wydarzenie to przypisane zostało do innej Pilicy, do leżącej w województwie mazowieckim, koło Grójca. Z Częstochowy do Grójca jest 180 km a do jurajskiej Pilicy jedynie 60 dlatego zapis w indeksie wzbudził moje wątpliwości. Informacja zawarta na okładce „praca wydana na zlecenie Polskiej Akademii Nauk” dla odmiany sugerowała jego wiarygodność. Po dalszych poszukiwaniach, w książce „Rys historyczny kampanii odbytej w roku 1809 w Księstwie Warszawskim...” , znalazłem kolejny opis tych wydarzeń, który rozwiał wątpliwości:

Żymirski, major 5 pułku piechoty donosi o wyprawie oddziału piechoty i jazdy z twierdzy Częstochowskiej pod dowództwem kapitana Godlewskiego do Pilicy gdzie ten kapitan atakował oddział liczniejszy piechoty Węgierskiej [kompania kpt.Marysa], mocne zajmujący stanowisko, nieprzyjaciel stracił 40 ludzi w zabitych, 22 dostało się naszym w niewolą z wielu broni i sprzętów obozowych, reszta ucieczką się ratowała w lasy. Kapitan Godlewski rozproszywszy nieprzyjaciela, powrócił do Krumiłowa i tam był napadniony od przybyłego z Żarnowca oddziału lekkiej jazdy usiłującego odbić niewolników lecz i ten straciwszy jednego oficera i 8 żołnierzy w zabitych, wielu rannych i 8 jeńców, ledwo w 12 koni uciec zdołał. Major Żymirski szczególniej wspomina w tej utarczce 10ciu pikinierów świeżo uzbrojonych których męstwo równa do odwagi lwów rozgniewanych.

Swojsko brzmiące nazwy Krumiłow [ Kromołów] i Żarnowiec rozwiewają wątpliwości o którą Pilicę chodzi.

Po przyłączeniu nowych departamentów do Księstwa Warszawskiego postanowienia dotyczące organizacji Gwardii Narodowej zostały powtórzone dekretami króla saskiego z 10 IV i 2 X 1811 r. potwierdzającymi organizację Gwardii Narodowej w całym kraju i pobór do służby w departamentach. Służbę w Gwardii pełnić mieli mężczyźni w wieku 20-50 lat. Podzielono ją na trzy kategorie: nieruchomą (w miastach), ruchomą i płatną. Do tej ostatniej należała służba policyjna.

 

 

 

 Wydarzenia w naszych stronach opisuje Ignacy Dominik Radziszewski we "Wspomnieniach przeszłości od lat młodocianych aż do późnego wieku Ignacego Dominika Radziszewskiego* kapitana artylerji polskiej, dowódcy baterji pozycyjnej 2-giej, Sędziego pokoju okręgu Soleckiego własną ręka skreślonych"

[…] Mojego kolegę umieszczono w kompanji 1-ej, mnie zaś odesłano do Kompanji 2-ej artylerji. Wkrótce, bo w kilkanaście dni po wyuczeniu się musztry i obeznaniu się ze służbą, awansowano nas na sierżantów. W tym stopniu odbywaliśmy różne marsze po Śląsku, jakoto: do Wrocławia, Brzegu, Opola, Neustadt, Neisse i t.d.; nakoniec — po zawartym pokoju w Tylży — odebrałem nominacje 10 sierpnia 1807 r. na podporucznika artylerji. Wtenczas spadł ze mnie wielki ciężar. Już sobie przestałem wyrzucać, że nie skończyłem kursu prawa, oraz że jestem ciężarem dla rodziców i dla familji. Mój kochany opiekun, Ignacy Miłkowski, dowiedziawszy się o moim awansie, za pośrednictwem przyjaciół, mieszkających nad granicą, przysłał mi kilka łokci pięknego sukna na mundur i ładnego bardzo karego konia. Ale ja, oszczędzając moich ruloników, już sobie ładny mundur sprawiłem i konia z ubiorem artyleryjskim. Po odebraniu nominacji wystąpiłem w czystym i kompletnym uniformie przed pułkownika, który bardzo lubił ochędóstwo — dlatego mnie i Keklewskiego często do swego stołu zapraszał. Czas w pokoju upływał nam bardzo przyjemnie; żaden z młodzieży lepiej wychowanej nie kwalifikował się ani do kart ani do butelki, dlatego żyliśmy zdrowo i czerstwo. Wzięliśmy sobie za ambicję, aby odpowiedzieć powołaniu oficerów artylerji, oprócz musztry, manewrów, staraliśmy się o książki artyleryjskie, szczególniej obszerne dzieło uczonego pułkownika Jakubowskiego było dla nas wielką pomocą do nauki. Wszystko szło jak w zegarku, ale przy końcu 1808 r. zaczęły się objawiać chmurki na horyzoncie politycznym, które poprzedziły wielką burzę, w 1809 r. pomiędzy Austrją i Francją nastąpić mającą. Napoleon, zawsze genjalny, zawsze wielki rachmistrz, zlecił marszałkowi Davoust'owi, stojącemu podówczas w księstwie Warszawskiem, aby wysłał oficerów zaufanych i znających niemiecki język nad granicę Galicji dla zbierania najdrobniejszych wiadomości o poruszeniach i duchu wojska austrjackiego i o takowych co tydzień poczta, wojskowy oficerowie mieli zdawać raporta marszałkowi. Oprócz tego, chcąc jeszcze indywidualnie osłabiać armję austrjacką, oficerowie, użyci do tej misji, mieli zaliczone z kasy po kilkanaście tysięcy zp. dla kupowania wszelkiej broni i koni od dezerterów austrjackich. Tym sposobem wielka była dezercja, tak dalece, że plutonami kawalerja przechodziła do nas. Pomiędzy oficerami ja podobne przeznaczenie dostałem do miasta Pilicy w końcu 1808 r., gdzie kilkanaście tygodni bawiłem, dopóki mnie z innymi nie odwołano do korpusu. Tam przybywszy, zastałem szwadron szaserów francuskich 12 pułku, którymi dowodził kapitan Desperamond. On zakupywał konie, a ja broń wszelką (cena była postanowiona: pałasz 9 złp., pistolety 12 złp., karabinek kawaleryjski 12 złp., karabin z bagnetem 18 złp, koń z ubraniem 100 złp.) i ty transportowałem zaraz do Częstochowy. Trzeba, wiedzieć, że szasery francuskie mieli wyłączną od innej kawalerji reputację, to jest rębaczy, opojów i hałaburdów, co dało powód do wyrażania się wojskowym: kiedy kto burdę popełnił, to mówiono, że zrobił niedorzeczność a la chasseur. A jednak mój Desperamond był szaserem wyjątkowym: kiedy jego koledzy zabierali się do pohulanki, to się wynosił do mnie, powziąwszy jakąś sympatję. Lecz jak na przekorę nie mogliśmy się dobrze zrozumieć; on nie umiał tylko po francusku, a ja mało znałem ten język, jednak często mnie odwiedzając douczał praktycznie i wkrótce, mogłem go dobrze zrozumieć (dla miejącego po łacinie język francuski, przerobiony z łacińskiego, a do tego i taż samaskładnia, jest, łatwym do pojęcia)- Mój kolega bardzo był z tego kontent i chciał ulżyć swojemu sercu. […] Jednego dnia udałem się do St. Denis dla zapoznania się z naszą resursą. Przybywszy, oddałem konia stajennemu, a wtem na podwórzu spostrzegłem znajomą mi twarz ze szramą, na lewej stronie; był to kapitan Desperamond, a teraz szef szwadronu szaserów, dymisjonowany z retreteni, właściciel pięknego i bardzo intratnego domu. Jak się tylko do niego odezwałem moją francuszczyzną, której mnie w Pilicy nauczył, nie mógł się pojąć z radości; zaprowadził mnie do siostry i przedstawił jako dawnego przyjaciela i kolegę. Pokazał mi swoje prześliczne córki, jedną Ludwikę lat 17, a drugą Honoratę lat 15 mające. Niewinne te istoty spoglądały na mnie miłem wejrzeniem, usłyszawszy z ust kochanego ojca, że jestem jego starym przyjacielem. Odtąd nietylko dla moich kolegów, ale i dla tej zacnej familji bywałem codzień w St. Denis blisko przez dwa miesiące. Upłynął czas bardzo przyjemnie; moi koledzy zachowali wielką przyzwoitość i szacunek dla gospodarza i jego familji, ponieważ w naszym korpusie żyliśmy jak bracia, tak dalece, że nietylko zwada, ale i nieporozumienie nie zaszło. Owszem pełno wesołości i dowcipów, a nawet przebijały się i talenta pomiędzy innemi. Bardzo nas gospodarz pokochał […]

 

* Ignacy Dominik Radziszewski urodził się w 1782 r. w Starej Słupi. Próbował studiów prawniczych w Krakowie. Wstąpił do napoleońskiejWielkiej Armii i w 1812 r. wyruszył w jej składzie na kampanię rosyjską. W składzie cofającej się armii napoleońskiej uczestniczył w bitwie pod Lipskiem. Dotarł do Francji. Zgodnie z postanowieniami traktatu z Fontainebleau ziemie polskie trafiły w ręce cara Aleksandra I Romanowa, który oświadczył, że przyjmieżołnierzy polskich „z czcią należną wytrwałości niezłomnej, śmiertelnej odwadze”. W czerwcu 1814 r. resztki wojsk polskichruszyły z Francji do kraju. Stały się one zaczątkiem Wojska Polskiego Królestwa Kongresowego. W 1814 r. Radziszewski wystąpił z wojska. W okresie powstania listopadowego tworzył batalion ruchomy w pow. soleckim. Był sędzią pokoju pow. soleckiego. Poślubił Mariannę Felicjannę z Wendorffów. Był właścicielem dóbr Zemborzyn i kolatorem tamtejszego kościoła. Zmarł w 1853 r.