Nosił wilk razy kilka…

O Pilicy » Legendy-Opowieści-Tajemnice » Nosił wilk razy kilka…

Kiedy 13 listopada 1930 r. Wydział Handlowy Sądu Okręgowego w Warszawie ogłosił upadłość Fabryki Papieru i Tektur Pilica S.A. której zarząd mieścił się w Warszawie przy ul. Zgoda 12, syndykiem został MieczysławKoźmiński, który upadłą firmę nadzorował z ramienia Banku Gospodarstwa Krajowego z racji udzielonego kredytu. Bank Gospodarstwa Kredytowego, z tytułu należności wynikających z niespłaconych kredytów, nabył na licytacji publicznej nieruchomość fabryczną pod nazwą Dobra Papierni we wsi Wierbka, stanowiące własność masy upadłościowej firmy.W 1935 r. syndyk pobił ks. Józefa Kotwickiego, prefekta szkoły w Sławniowie. Była to głośna sprawa szeroko komentowana przez ówczesną prasę.

Napad na księdza w szkole. Szkoła powszechna w Sławniowie (gminy Pilica, pow.olkuskiego) była widownia niebywałego zajścia, którego historja przedstawia się nastepująco: Dnia 1 kwietnia b.r. do 7 klasy wspomnianej szkoły przyjęto Annę Kosmińską, córkę Mieczysława Kosmińskiego, zarządzającego z ramienia Banku Gospodarstwa Krajowego papiernią w Wierbce pod Pilica, która zreszta znajduje się w upadłości. Córka jego, przyjęta pod koniec roku (!) do szkoły, na lekcje przychodziła stale w ubraniu męskiem. Ks. Józef Kotwicki, wikarjusz z Pilicy, jako prefekt szkoły w Sławniowie, od razu zatrzegł się przeciwko temu, zwracając uwagę kierownika szkoły, Antoniego Słabonia. Upłynął miesiąc, męski strój uczennicy budził powszechne zgorszenie wśród dzieci, a kilkakrotne uwagi ks. Kotwickiego nie odnosiły żadnego skutku. Wreszcie ks. Kotwicki nie chcąc tolerować niewłaściwego stroju uczennicy, w dniu 10 czerwca na lekcji religii polecił Kośmińskiej, by udała się do domu i przebrała się. W dwie godziny później, kiedy ks. Kotwicki znajdował się w drugiej klasie szkoły, pełniąc swe oboiązki, wdarł się do klasy ojciec wspomnianej uczennicy, Mieczysław Kośmiński wraz ze swą żoną, ubrany w mundur i przy orderach. W obecności nauczycielki Musiałowej i dzieci Kośmiński obrzucił księdza prefekta stekiem ordynarnych obelg, poczem trzymaną w ręku szpicrutą uderzył księdza w twarz, tłukąc mu okulary, powodując cieżkie skaleczenie oprawy oka i prawego policzka. Tego samego dnia ów Kośmiński wezwał do siebie kierownika szkoły w Sławniowie i dzieci klasy siódmej, próbując wydobyć jakieś wiadomości, któreby mogły źle świadczyć o księdzu Kotwickim. Nauczyciel Słaboń stawił się na wezwanie Kosmińskiego (!). Nazajutrz po tym wypadku A.Kośmińska przyszła znów w ubraniu męskiem do szkoły. Wobec tego ksiądz prefekt oświadczył, że póki nie zmieni swego ubrania na odpowiednie swej płci, ksiądz na naukę religji nie pójdzie. Jednak słuszne żądanie ks. Kotwickiego nie zostało uwzględnione tak, że dzieci w Sławniowie są pozbawione nauki religji. Napad na księdza w szkole jest faktem tak jaskrawym, że nie wymaga żadnych omówień. Należy tylko wyrazić zdumienie, że Kośmiński ubrał się w mundur rotmistrza na swoją wyprawę. Czyżby chciał w ten sposób siać rozdźwięk między Kościołem i Armją? Mamy nadzieję, że to się nie uda i że także władze wojskowe wyciągną odpowiednie konsekwencje w stosunku do Kośmińskiego, który miał czelność włożyć na siebie mundur dla dokonania czynu tak nie licującego z godnością oficera polskiego. [1]

Pilica i jej okolice w Olkuskiem są wstrząśnięte wypadkiem, który się zdarzył w szkole powszechnej w Sławniowie. Prefektem w tej szkole jest wikary z Pilicy ks. Józef Kotwicki i on to właśnie stał się ofiara napadu, a nie trzeba zapominać, że rzecz dzieje się w diecezji kieleckiej, której biskupem jest ks. Łosiński, bedący celem znanych ataków. Wypadek z ks. Kotwickim świadczy dobitnie, że są osobnicy którzy szukają byle pretekstu, aby lżyć duchowieństwo. Zdarzenie w szkole sławniowskiej według najzupełniej pewnych danych, przedstawia się jak następuje. Uczennica tej szkoły Anna Kośmińska, licząca lat 13 i pół, córka miejscowego wybitnego działacza sanacyjnego, z pobliskiej Wierbki, przychodziła do szkoły w męskiem przebraniu. Ks. Kotwicki na niewłasciwość takiego kostiumu zwrócił uwagę kierownikowi szkoły, ten jednak nie śpieszył się z zastosowaniem przepisów szkolnych do córki Kośmińskiego. Uczennica ta, nawiasem mówiąc, była przyjęta do kl.VII w drugiej połowie roku szkolnego w dn. 1 kwietnia b.r. W maju r.b. ks. prefekt zwrócił się do wychowawczyni klasy p. M.Wróblewskiej i jeszcze dwukrotnie do kierownika, aby usunięto uczennicę w męskim przebraniu. Wobec tego jednak, że interwencja ta nie pomogła, w dniu 4 czerwca r.b. ks. Kotwicki wydalił Kośmińską podczas lekcji religji. W dwie godziny potem przed szkołę zajechało auto, z którego wysiedli pan i pani Kośmińscy. Córkę pozostawili w aucie. Pan Kośmiński wraz z żoną udali się do klasy II, gdzie miał lekcje ks. prefekt i w obecności dzieci i swojej żony obrzucił księdza stekiem wyzwisk, niedających się powtórzyć. Ponadto szpicrutą uderzył napadniętego i bezbronnego ks. Kotwickiego tłukąc mu okulary i powodując spuchnięcie twarzy. Po tym rycerskim czynie wrócili państwo Kośmińscy do domu, gdzie tego samego dnia zaprosili kierownika szkoły i dzieci klasy VII które p. K. wypytywał, czy ksiądz kiedy nie wyrażał się źle o dzisiejszym ustroju w państwie. Na drugi dzień ks. Kotwicki oświadczył kierownikowi szkoły, że dopóki uczennica szkoły nie będzie ubrana tak, jak przystoi dziewczynie, dopóty nie będzie udzielał lekcji religji. Kierownik szkoły wolał pozbawić dzieci nauczania religji, niż narażenie się miejscowej osobistości. Ostatecznie więc dzieci szkoły sławniowskiej pozbawione były nauki religji. W tej zaiste dla naszych czasów charakterystycznej sprawie ks. dziekan Froelich z Pilicy wystosował pismo do kuratorjum szkolnego krakowskeigoi do inspektoratu szkolnego w Miechowie. [2]

Parafja Polica w powiecie Olkuskim stała się niedawno terenem niebywałego skandalu. Do szkoły we wsi Sławniowie uczęszcza m.in.,. córka p.Mieczysława Kosmińskeigo, podającego się za rotmistrza rezerwy 5 p. ułanów. Od pewnego czasu córka p. Kośmińskiego poczęła uczęszczać do szkoły w przebraniu męskiem, co wywołał zrozumiałe zgorszenie i zamieszanie w szkole. Kierownik szkoły i nauczycielstwo oburzone postepowaniem p. Kosmińskiego, obawiało się jednak reagować by nie ściągnąć na siebie jego gniewu. Kiedy jednak również i rodzice dzieci zwrócili się do księdza prefekta Józefa Kotwickiego z żadanien by położył kres zgorszeniu, ks. prefekt kilkakrotnie prosił pp. Kosmińskich o stosowne ubieranie swej córki. Gdy nie pomogły perswazje, ks. prefekt zabronił córce pp. Kosmińskich uczęszczania na lekcje religji. Wtedy przybył do szkoły w uniformie rotmistrza p.Kośmiński, wdarł się do klasy, przerwał lekcje i czynnie znieważył ks. Kotwickiego. Postępek p.Kośmińskiego wywołał wielkie oburzenie w całej okolicy. Daje temu wyraz m.in. p.Barbara Moes na łamach Czasu (z dn. 14 bm). Redakcja pisma po zacytowaniu listu pani Moes dodaje od siebie: … Autorka listu jest osoba znaną, politycznie obcą, najzupełniej zasługującą na wiarę. A jednak treść listu jest taka, że mimowoli nasuwwa się pytanie; czy to możliwe? Mimo tego pytania, drukujemy ten list. Dlaczego? Bo uważamy, że takie rzeczy i takie oskarżenia nie mogą pozostać niewyświetlone, nie mogą krążyć jedynie w głuchej wersji. Muszą być wydobyte na światło dzienne, rozpatrzone, rozstrzygnięte. Inaczej stanowią tylko coś co jątrzy i szerzy niepokój. Redaktor Adam Romer, rotmistrz rezerwy i prezes koła oficerów rezerwy 5 p. ułanów, stwierdza w liście swym do Czasu (z dn.16 bm), że: sprawca ohydnego samosądu nad księdzem, o którym słyszałem już uprzednio, nie figuruje na liscie oficerów rezerwy 5 p. ułanów i w ogóle nie jest notowany w żadnym roczniku oficerskim pod wskazanem imieniem i nazwiskiem. Jak się dowiadujemy p. Kosmińskiego pociągnęły do odpowiedzialnosci sadowej zarówno Kurja Biskupia jak i władze szkolne.[Awanturnik znieważył kapłana katolickiego. [3]

Wbrew opinii p. Romera Mieczysław Zygmunt Koźmiński był oficerem rezerwy powiązanym z 5 pułkiem ułanów. Udało się wyszperać nieco faktów z jego życiorysu. Urodził się 19 września 1887 r.Według dokumentu wystawionego 20 stycznia 1927 r., w okresie wojny polsko -rosyjskiej, toczonej w latach 1920-21, przez 3 miesiące 20 dni dowodził szwadronem kawalerii. Awansowany został do stopnia porucznika ze starszeństwem z 1 grudnia 1920 r. Jako rotmistrza zawodowego 5 pułku ułanów, ze starszeństwem z 1 czerwca 1919 r. wymieniają go Roczniki Oficerskie z lat 1923 i 1924. Od 19 do 21 maja 1927 r. w składzie 5 p. uł. brał udział w Rajd Wiosennym 12 Brygady Kawalerii, na dystansie 308 km i zajął w nim 6 miejsce.W spisie oficerskiej kadry okręgowej OK V (Kraków), jako oficera w stanie spoczynku, przynależnego do PKU Miechów, wymienia go Rocznik Oficerski Rezerw z 1934 r. Wkrótce po wydarzeniach w Sławniowie następcą Koźmińskiego na stanowisku syndyka w Wierbce został prawnik i urzędnik ministerialny dr Mieczysław Kaczanowski.W następnym roku prasa poinformowała o finale sprawy:

Zasłużona kara. Rotmistrz skazany na dwa lata więzienia za uderzenie księdza szpicrutą. Na wokandzie Sądu Okęgowego w Sosnowcu znalazła się głośna swego czasu sprawa p. Koźmińskiego, rotmistrza, który wysłał swą córkę do szkoły w męskim ubraniu. Mieczysław Koźmiński, rotmistrz Wojsk Polskich z Wierbki (koło Pilicy, pow. Olkusz) miał córkę 13-letnią Annę Koźmińską, która uczęszczaa do szkoły w Sławniowie, w której prefektmem był ks. Józef Kotwicki. Pewnego dnia Koźmińska zjawiła się w szkole w męskim ubraniu, ksiądz Kotwicki, wiedząc, że tego typu ekscentryczne ubieranie się 13-letniej dziewczynki działa demoralizująco na młodzież -wysłał ją do domu. Po kilku chwilach zjawił się rotmistrz Koźmiński i po sprzeczce z księdzem, wobec dzieci, uderzył księdza szpicrutą w twarz, obrzucając go przy tem obelgammi. Przed sądem tłumaczył się zdenerwowoaniem. Sąd skazał go na 2 lata więzienia ze zmniejszeniem kary do połowy na mocy amnetstii. [4]

W latach 1940 -1944 ks. Kotwicki był proboszczem w parafii pw. św.Wojciecha B i M. w Cisowie. Według legendy budowa kościółka w Cisowie posuwała się bardzo wolno. Wszystko, co udawało się wybudować za dnia, było burzone w nocy. Parafianie wiedzieli że jest to sprawka miejscowego diabła, który robi wszystko co w jego mocy, by uniemożliwić budowę kościoła. W końcu zdecydowano o przeniesieniu budowy w inne miejsce i wtedy diabelskie sprawki ustały, a świątynia została postawiona bez żadnych przeszkód. Aby upamiętnić te wydarzenia, w kościele, przy prezbiterium, po prawej stronie stanęła rzeźba św. Michała Archanioła depczącego diabła, któwykonał anonimowy rzeźbiarz. Początkowo diabeł swój wstrętny pysk miał zwrócony w stronę ludzi, toteż parafianie niechętnie stawali w pobliżu. Na przestrzeni lat wiele razy próbowano pozbyć się diabła z kościoła. Jeden z plebanów przeniósł figurę czarta na plebanię i wtedy tam zaczęły tam dziać się różne dziwne historie. Pojawiające się zjawy zmusiły proboszcza do przywróceniadiabła na poprzednie miejsca przy ołtarzu. Kolejny proboszcz, oburzony obecnością diabła w kościele, kazał wynieść rzeźbę do zachrystii. Od tego czasu w mieszkaniu księdza zaczęły dziać się dziwne i przerażające rzeczy. Inna opowieść mówi o malarzu, który podczas prac renowacyjnych, dla żartu, pomalował  diabłu ogon. Czart co noc  straszył malarza dotąd, aż ten zmył farbę z diabelskiego ogona. Kiedy w 1943 r. odnowiano kościół, ówczesny proboszcz -Józef Kotwicki- polecił majstrowi aby obciął diabłu głowę i wykręcił pyskiem do ściany. Proboszcz Kotwicki był później proboszczem wTarczku (1945-54) i w Toporowie(1 sierpnia 1955 r. -25 października 1956 r.). W latach pięćdziesiątych XX w. funkcjonariusze starachowickiegoUrzędu Bezpieczeństwa interesowali się nie tylko relacjami między kapłanami, ale także ich moralnością. Tak było w przypadku głośnej sprawy proboszcza z Tarczka. Informacje o jego niemoralnym zachowaniu trafiły do PUBP w Starachowicach, który nie omieszkał wykorzystać ich w celu skompromitowania duchownego. Oskarżenie do sądu w Starachowicach przeciwko swojemu pracodawcy wniosła gospodyni. Anna Brzezińska. Sprawa była także znana Kurii Diecezjalnej w Kielcach. Ludzie, nie zgadzając się na amoralne zachowanie duszpasterza, wystosowali zbiorowy list do biskupa Sonika, prosząc o jak najszybsze usunięcie proboszcza z parafii. Przedstawiciele Kurii prowadzili oddzielny proces, który doprowadził do usunięcia proboszcza z parafii. Podczas wyjaśnień światło dzienne ujrzała również sprawa kościelnego, Franciszka Marca, który po 23 latach pracy został wręcz okrutnie potraktowany przez ks. Kotwickiego. W wynikli przeprowadzonego dochodzenia na 18 miesięcy więzienia (na skutek amnestii karę zmniejszono o połowę) skazano ks. Józefa Kotwickiego. W wyroku zarzucano oskarżonemu nadużywanie jego uprawnień - jako pracodawcy - na szkodę gospodyni. W aktach ks. Józefa Kotwickiego znajduje się list do Kurii Biskupiej w Kielcach z wyjaśnieniami zarzutów stawianych przez Annę Brzezińską. Ks. Kórnicki oświadczył, że odczuwa gorycz z powodu oskarżeń i pragnie w niedalekiej przyszłości opuścić parafię, a nawet diecezję. Zaznaczył jedynie, że nie byłoby wskazanym opuszczać parafii jeszcze tej zimy. Sugerowałoby to, że władze kościelne dały posłuch gospodyni. Prośbę o jak najszybsze przeniesienie ks. Kotwickiego z parafii skierowali do bpa Sonika mieszkańcy parafii Tarczek. W liście zarzucali kapłanowi m.in. wycięcie pięknych brzóz przy głównym trakcie prowadzącym do kościoła, kradzież pieniędzy zbieranych na remont świątyni oraz brak głoszenia Ewangelii i kazań.Największym przewinieniem proboszcza, oprócz sprawy z Anna Brzezińską, miało być zwolnienie po 23 latach pracy w charakterze kościelnego Franciszka Marca, którego Anna Brzeziński podała jako świndka w swojej sprawie. Kościelny, po otrzymaniu wezwania z sądu w Starachowicach, poprosił proboszcza o urlop w celu udania się na rozprawę. Ze względu na ponad 20 km odległość, zanocował tej nocy w Starachowicach. Podczas jego nieobecności, o godz. 2 po północy, wybuchł pożar w jego stodole znajdującej się w bliskiej odległości od organistówki i mieszkania kościelnego, której nie udało się uratować. Straty wynoszące ponad 10 tys. zł doprowadziły kościelnego do ubóstwa. Proboszcz, nie okazując żadnej wrażliwości, zwolnił go z pracy, doprowadzając człowieka do całkowitej nędzy. [5]

W aktach personalnych ks. Kotwickiego znajduje się wyjaśnienia Anny Brzezińskiej skierowane do kieleckiego biskupa. W liście prosiła ona biskupa o wsparcie finansowe ze względu na zły stan zdrowia. Nalegała na pomoc ze strony Kościoła w przeciągu 2 tygodni igroziła zwróceniem się po pomoc do władz świeckich w przypadku nieotrzymania zapomogi w wyznaczonym czasie. W wyniku przeprowadzonego dochodzenia proboszcz został skazany na 18 miesięcy więzienia, a na skutek amnestii karę zmniejszono o połowę. Od listopada 1962 r. ks. Kotwicki był proboszczem parafii pw. św. Teresy od Dzieciątka Jezus w Bojadłach.Zmarł 22 czerwca 1973 r. w Tarczku.

 


 [1] Przyszłość. Organ Polskiego Stronnictwa Chrześcijańskiej Demokracji. Nr 24/1935 z 16 czerwca 1935 r.

[2] Warszawski Dziennik Narodowy. Nr 19/1935 z 14 czerwca 1935 r.]

[3] Dziennik Bydgoski. Nr 168 z 24 lipca 1935 r.

[4] Śląski Kurjer Poranny. Nr 175/1936 z 28 czerwca 1936 r.

[5] ks. Słodkowski Grzegorz. Działania Aparatu Bezpieczeństwa w Starachowicach wobec Kościoła katolickiego w latach 1945-1956 (Zagadnienia organizacyjne i personalne Kościoła). Studia Sandomierskie. Teologia-Filozofia-Historia. nr 24/2017.