Ludwig von Anhalt-Köthen-Pleß
O Pilicy » Żyli wśród nas » Goście » Ludwig von Anhalt-Köthen-Pleß
urodził się 16 lipca 1783. Był synem Friedricha Erdmanna von Anhalt, Fürst zu Anhalt-Köthen-Pleß i Luisy Ferdinandy Fürstin zu Anhalt-Köthen-Pleß. matka zmarła 3 lutego 1784r. a ojciec 12 grudnia 1797r. W księstwie pszczyńskim uruchomił pierwsze na Górnym Śląsku kopalnie węgla kamiennego, których założył w sumie 5, huty szkła i cynku oraz manufakturę sukienniczą w Pszczynie. Węgiel znalazł duże zastosowanie w innych gałęziach produkcji w dobrach pszczyńskich, przede wszystkim w hutnictwie szkła i żelaza. Rządy w księstwie pszczńskim objął najstarszy z braci Fryderyk Ferdynand. Założył m.in. wielką hutę cynku w Wesołej (1799), która przez pewien czas przodowała w tej gałęzi produkcji na Górnym Śląsku oraz kilka cegielni i cukrownię w Pszczynie (1811). Wysoki poziom produkcji osiągnęły wówczas huty szkła w Wesołej i w Paprocanach, zaopatrujące w swe wyroby stołeczny Berlin. Rozbudowana zostaje huta „Ludwik" w Paprocanach oraz "Ida" w Kokocińcu, wzbogacona o fryszerki i cejniarnię. W Lędzinach powstaje wielki bielnik i ośrodek produkcji płótna. Książę pszczyński wspiera także bujny rozwój miejscowego sukiennictwa. Wprowadził planową gospodarkę leśną i łowiecką wraz z podziałem lasów na rewiry, ustanowieniem leśniczówek i gajówek i oszacowaniem drzewostanu. Pod koniec swoich rządów dokonał reorganizacji gospodarki rolnej, tworząc 6 kluczy folwarków i gospodarstw kameralnych. Założył słynną stadninę rasowych koni w Pszczynie („Luizenhof"), wznowił hodowlę bażantów oraz utworzył znakomitą pasiekę zamkową. Prowadził na dużą skalę zabiegi wokół uszlachetnienia rasy bydła poprzez sprowadzenie buhajów szwajcarskich i tyrolskich. Uszlachetniano także rasy owiec, sprowadzając m.in. merynosy. Założył uzdrowisko w Czarkowie (1802). Mniej szczęścia miał do urzędników. W rezultacie w okresie kryzysu w latach 1812-1815 wskutek złych inwestycji omal nie zbankrutował. Nie zdołał też zatrzymać upadku rzemiosła w miastach pszczyńskich. Lata 20 XIX wieku przynoszą definitywny koniec dotychczasowych kuźnic. Zastąpiły je nowoczesne huty, które były rozbudowane wg wzorców zachodnioeuropejskich. W roku 1818 odziedziczył księstwo Köthen, co sprawiło, że zmuszony był opuścić Pszczynę i przekazać władzę nad nią swemu bratu Henrykowi. (ur. 30 lipca 1778r. w Pszczynie). Fryderyk Zmarł w roku 1830. Do Köthen przeniósł się teraz Henryk. Nowym władcą Pszczyny został trzeci z braci – Ludwik Anhalt-Köthen. Objęcie w posiadanie tych ziem odbyło się w sposób bardzo uroczysty. Był wiełkini miłośnikiem gór. Zbudował sobie niewielki pałacyk na granicy Szczyrku i Salmopola, w którym często tutaj wypoczywał. Dzięki swojej otwartości i wielu gestom życzliwości był powszechnie szanowany i lubiany chociaż był gorszym gospodarzem od swoich poprzedników. Zmarł 5 listopada 1841. Bezpośrednią przyczyną śmierci było przeziębienie, którego nabawił się podczas wycieczki górskiej w okolicy Łodygowic. Pochowany został w rodzinnym mauzoleum w parku pałacowym w Pszczynie obok rodziców.
W czerwcu 1826 r. zanim jeszce został panem na Pszczynie, wybrał się na wycieczkę do "polskiej Szwajcarii", podczas której odwiedził Pilicę:
O godzinie 10.00 zjadłem obiad i o 11.00 rozpocząłem podroż do tzw. Polskiej Szwajcarii. Załoga moja składała się z następujących osob: Tomitius, Paweł Copek, Paweł Malucy i kucharz Paweł Fussek. Jechałem przez Zagórze, Dąbrowę, Gołonog, Łosiny i Łąkę do Niegowic. Do tego miejsca miałem konie z folwarku w Sielcach, teraz odnalazłem mojego stangreta Dudka z moimi czterema małymi gniadoszami, ktore zaprzęgnięto do pierwszego wozu, natomiast drugi ciągnęły dwa konie robocze z Sielec. Podczas gdy od Gołonogu jechałem przez piaski i lasy, teraz okolica stawała się coraz bardziej przyjemniejsza. Dotarłem do wioski leżącej pod łańcuchem gorskim obfitującym w skały. Stąd dojechałem do miasteczka Ogrodzieniec, a po dalszej poł godzinie do Podzamcza. Miejscowość ta jest bardzo ładnie położona; zaraz za wsią leży na dość wysokiej gorze pusty zamek, otoczony licznymi, wysokimi skałami, ktore tworzą całe figury a ludzie dopatrują się w nich np. Matki Boskiej z Dzieciątkiem i innych. Poszedłem do zamku, ktory musiał być olbrzymi i ma jeszcze mało uszkodzone mury i niezwykle obszerny dziedziniec. Za zamkiem wspiąłem się na kilka skał, w ktorych były całe groty. Z najwyższej z nich miałem wspaniały widok; zobaczyłem Sielce, gory i jeszcze trochę Śląska. Do Pilicy przyjechałem o godzinie 19.00, gdzie znalazłem możliwą gospodę. Miasto jest ładnie położone, ma bardzo duży rynek a do zamku prowadzi długa, piękna aleja z bukami i lipami, pod ktorymi rosną najwspanialsze bzy. Zaraz zwiedziłem też zamek, ktory stoi na końcu alei. Przed zamkiem znajduje się duży trawnik, dookoła ktorego biegnie droga a po bokach znajdują się duże oficyny. Zamek niestety się już rozpada a widać, że w przeszłości musiał być bardzo piękny. Jego sień tworzy bardzo piękna sala marmurowa z dużymi kolumnami i marmurowym sklepieniem. Pokoje są bardzo wysokie i wszystkie wyłożone parkietem. Niestety, w najpiękniejszych wnętrzach zobaczyłem zboże a w jednym z nich nawet konie. Widok z gornego balkonu jest zdumiewający; na dole widać miasto a przed nami piękną ruinę Smoleń oraz Podzamcze. Ogrody są otoczone wysokimi murowanymi umocnieniami z czego wynika że zamek był ongiś prawdopodobnie twierdzą. Wieczor był piękny, w mieście dzwoniły dzwony a niezliczona ilość słowikow pogłębiała swym śpiewem wspaniałe wrażenie, jakie ten zamek wywarł na mnie, zwłaszcza gdy zastanawiałem się nad tym, jakie tuta j kiedyś pulsowało życie i jak wskutek wielkiej rozrzutności byłych właścicieli wszystko upadło i osiągnęło nędzę, o czym świadczy i to, że jutro mają sprzedawać meble ostatniej właścicielki, hrabiny Kownackiej. W chwili obecnej, za długi, bank w Berlinie przejął majątki w. Pilicy i nie można mieć nadziei, by to tak piękne miejsce odzyskało kiedykolwiek swą dawną wspaniałość. Pilicę opuściłem minąwszy piękny zamek i pojechałem najpierw do Smolenia, gdzie zwiedziłem ruiny umocnionego zamku, zbudowanego na stromej gorze, na ktorą dostałem się z dużym trudem. W podworzu zamkowym otoczonym starymi murami znajdowała się na wpoł zapadnięta studnia, ktorej głębokość wynosi 150 sążni. Po godzinie kontynuowałem swoją podroż. Jednostajną drogą dojechałem do miasteczka Wolbrom otoczonego piaskami.