Koskowski

O Pilicy » Żyli wśród nas » Inni piliczanie » Koskowski

W informacjach o burmistrzach Pilicy pojawia się nazwisko Koskowski. Do niedawna była to tajemnicz postać. Natrafiłem jednak na ślad jego działalności w Pilicy i nie tylko tu. Mało to chwalebny ślad ale i takie postacie składają się  na historię miejscowości.

Gdyby te wyrazy wpadły kiedy w ręce p. Andrzeja Niemojewskiego, lub którego z jego zwolenników, wywołałyby na ich ustach litośny, pobłażliwy uśmiech. Jak można w czasach dzisiejszych, tak realistycznych, bałamucić ludzi, którzy zdrowo patrzą na świat, i żadnych złudzeń nie mają? Niechaj sobie ci mędrcy tegocześni mówią co chcą—a ja wierzę i wierzyć nie przestanę. W roku 1865 w okolicach Lublina, formowała się partya powstańców. Na dowódcę tej partyi, przysłano niejakiego Koskowskiego b. oficera rosyjskiego, który służył w Tyflisie. Nie odznaczał się niczem wybitniejszym, tylko chyba... pijaństwem. Co to była za osobistość? - następnie opowiem. Otóż dla nowo formującej się partyi, nadsyłano z Warszawy i innych miejscowości broń, mundury, bieliznę i inne t. p . efekta. Przy pewnej takiej przesyłce, (obecny temu nie byłem, lecz mnie później powiadomiono) - matka przysłała jednemu z powstańców, z błogosławieństwem mały obrazek Matki Boskiej, który od kilku pokoleń był w ich rodzinie. Znajdujący się przy otwieraniu paki, dowódca Koskowski wyjął obrazek, i rzucając go w krzaki odezwał się: -Po co takie głupstwa, lepiejby przysłali butelkę wódki słodkiej. Mieszkając w tamtej okolicy, miałem czynność w organizacyi, od której się każdy dobrze myślący Polak, czy schlebiał zbrojnemu powstaniu czy nie, wyłączać nie mógł. Jeden z moich znajomych niejaki O, był obecny w lesie, kiedy się ta scena z obrazkiem zdarzyła. Poszedł w krzaki odszukał obrazek i przywiózł do domu. Przyjechawszy do niego w jakimś interesie, zobaczyłem obrazek Matki Boskiej; zapytałem co to znaczy, gdyż wiedziałem, że O. jest niemcem i ewangielikiem. Wtedy mi  O. całą tę historyę z oburzeniem opowiedział. Więc go poprosiłem o darowanie obrazka, co z chęcią uczynił. Stanowisko moje w okolicy, było bardzo drażliwe, każdego dnia mogłem być zadenuncyowany -a wtedy wiedziałem, co mi może grozić. Lecz kiedym przywiózł do domu obrazek, wstąpiła we mnie dziwna otucha, prawie pewność, że nic mi się teraz złego nie stanie. I rzeczywiście, przez cale zbrojne powstanie, niczego złego nie doznałem. Władza domyślała się, że odgrywałem jakąś czynność w organizacyi, a nawet się znalazł eks-burmistrz, donoszący o mojej osobie, zwoływano włościan, lecz żaden z nich nie wydał, chociaż dużo wiedzieli, gdyż przez nich własne wszystkie rozporządzenia załatwiałem. Obrazek ów jest ciągle w moim domu. Dla zwolenników p. Niemojewskiego, wydaje się to może śmiesznem, ale ja wierzę i mnie z tem... dobrze. Jeszcze się partya, którą miał dowodzić Koskowski, nie zorganizowała kiedy napadł oddział wojska. Koskowski po komendzie „Ulani otoczcie mnie", uciekł, i byliby wszyscy wyginęli, gdyby nie nadciągnął z pomocą Krysiński -odparł rosyan i straciwszy 27 zabitych stałl się panem placu. Reszta partyi złączyła się z Krysińskim- Koskowski błąkał się przy różnych partyach, w końcu znikł z oczu. W 1865 r. przejeżdżałem dyliżansem przez Grójec. Na tej stacyi przeznaczony był do kontrolowania pasażerów Koskowski; całe moje szczęście, że był pijany jak zwykle i czynność tę załatwiał podoficer. W 1869 r. odbierałem z kasy gubernialnej w Kielcach pieniądze, za urządzenie rur wodociągowych, w zakładzie kąpielowym w Busku, i kiedy prezes Izby skarbowej Rzepiszewski, dawał mi na to asygnacyę, poczęstował mnie biletem na teatr amatorski, na dochód dobroczynny. Grano komedyę Ostrowskiego „Korzystna posada." Ciekawy byłem tej sztuki i poszedłem. Jakież było moje zadziwienie, kiedy obok mnie na krześle znalazł się Koskowski. W drugim akcie nie poszedłem na swoje miejsce—ale i on miał widać tyle wstydu, że także na swojem nie usiadł. Objaśniono mnie następnie, że Koskowski dostał posadę burmistrza w m. Pilicy. Następnie, jako pijaka, wydalili stamtąd, i przeniesiono do miasteczka Działoszyna. Jak mi mówiono ubliżył gubernatorowi Chlebnikowemu i ten się postarał, że go gdzieś w głąb Rosyi wysłano. Widzimy z tego, jak władza paraliżowała wszystkie nasze ruchy. Przecież pierwszy napad z 22 na 23 stycznia był prowadzony przez burmistrza z Markuszowa, który także przepadł, niby kamień w wodę. Przykre to bardzo wspomnienia, jak przy wysiłkach narodu, tyle poświęceń i dobrych chęci się zmarnowało; ale z drugiej strony kraj zmężniał, nie stracił nadziei w lepszą przyszłość. Obyśmy tylko, jako polacy nie zapominali, że ta wiara nasza katolicka jest nierozerwalna z naszemi pojęciami i miłością Ojczyzny.    C.

Artykuł został zamieszczony w: Polak -Katolik. Najtańsze pismo codzienne. Nr 51/1907. Lublin. 2 marca 1907 r.