Hubiccy w powstaniu styczniowym
O Pilicy » Żyli wśród nas » Wojskowi i powstańcy » Hubiccy w powstaniu styczniowym
Bolesław Hubicki, syn bardziej znanego Romana, po utracie majątku Łazy zamieszkał w dobrach swego najmłodszego brata obejmujących Smoleń i Złożeniec. Wszyscy trzej synowie Bolesława Hubickiego z pierwszego małżeństwa poszli do powstania w styczniu 1863 roku. Józef Liszka w „Kartotece uczestników powstania styczniowego z ziemi olkuskiej” wymienia: Konrad Hubicki z Pilicy. Ks.H.Błażkiewicz również przypisuje Konradowi Hubickiemu pilickie powiązaniajednak bliższe związki z Pilicą powstańców z rodziny Hubickich są niepotwierdzone. Wszyscy trzej urodzili się zanim Bolesław osiadł w Pilicy. W chwili wybuchu powstania byli dorosłymi mężczyznami i trudno zakładać, że byli na utrzymaniu ojca który sam borykał się z problemami finansowymi. Tuż przed wybuchem powstania pojawił się w Krakowie Tadeusz Hubicki, który według informacji w ówczesnej prasie 17 stycznia wyjechał stamtąd do Wiednia i powrócił do Krakowa 20 lub 21 stycznia. Być może była to przypadkowa w czasie zbieżność a celem pobytu były sprawy rodzinne lub osobiste. Z Krakowa pochodziła jego żona Apolonia Franciszka Słotwińska a senatorem Wolnego Miasta Krakowa był jego brat Stefan. Rodzinne archiwa nie wspominają o jego ewentualnym udziale w powstaniu. Nie można wykluczyć,że powodem wyjazdu z Królestwa Polskiego była obawa przed powołaniem do armii carskiej. Około 1855 roku Roman Hubicki musiał walczyć o przyszłość syna, który zagrożony został poborem do wojska rosyjskiego. Jak wiemy z korespondencji Romana Hubickiego z rosyjskim namiestnikiem w Warszawie, carska policja ustaliła, że w 1848 r. Tadeusz bawił w Krakowie, gdzie „zadawał się z podejrzanymi ludźmi", a następnie wyemigrował do Brukseli, skąd powrócił dopiero uzyskawszy obietnicę amnestii. Ojciec w obronie Tadeusza pisał upokarzające pisma do Kniazia Namiestnika w Warszawie z prośbą o amnestię dla syna. Powoływał się przy tym na fakt, iż syn był „nieletni" (ur. 1828 r.), osierocony już przez matkę i „ciężko chory” do Brukseli wyjechał dla poratowania zdrowia. „Na dwóch moich starszych synów obarczonych już liczną rodziną liczyć nie mogę, syna zaś Żelisława poświęciłem służbie publicznej - pracuje jako urzędnik w Guberni Płockiej. Syn mój Tadeusz chory, chwilowo szałem emigracji owładnięty, powrócił w marcu 1850 r. do domu. (...) Przy nim chcę osiąść na starość". Zachowało się oświadczenie Tadeusza złożone wobec władz rosyjskich 17 maja 1855 r. Nie mamy żadnych wiarygodnych informacji o popowstaniowych losach Tadeusza Hubickiego a zwłaszcza o powrocie do zaboru rosyjskiego. Jego nazwisko pojawia się dopiero w sprawie sprzedaży Smolenia w roku 1877.
Już na początku powstania do obozu wojsk narodowych w ojcowie pojechał stryj przyszłego generała Konrad Hubicki i został wcielony do 1.plutonu kawalerii w stopniu podchorążego, który był zagrożony wyznaczona na 3 stycznia 1863 roku branką do armii carskiej.
Konrad Hubicki przed powstaniem studiował w Dublanach. Wstępując do oddziałów powstańczych przerwał naukę, do której już nie powrócił. W momencie wybuchu powstania był na praktyce w jednym z majątków Potockich. We wspomnieniach Franciszka Gorczyckiego znajduje się fragment opisujący działania toczone przez oddział Kurowskiego w początkach powstania, w którym przewija się nazwisko Hubickiego:
W ostatnich dniach stycznia 1863 r. dowiedziałem się, że oddział powstańców organizuje się w Ojcowie. Na drugi dzień przybyłem tu i zastałem zebranych już około 200 powstańców pod dowództwem Kurowskiego. Zostałem przyłączony do oddziału kawalerii. Było jej wówczas dwa plutony, każdy po 20 koni, .którymi dowodzili Mięta-Mikołajewicz, b. oficer austriacki, i były oficer pruski Nałecz-Brudzewski. Na drugi dzień po moim przybyciu do Ojcowa, po południu, po odbytej pierwszej mustrze na koniach jeden z oficerów kawalerii Franciszek Gaszynski zapytał nas: „Kto chce na ochotnika jechać dziś ze mną na wyprawę?" Wystąpili: Hubicki, Elżanowski, piszący niniejsze wspomnienia i siedmiu jeszcze innych, których nazwisk nie pamiętam. Dziesięciu, mając jedenastego za dowódcę Fr. Gaszyńskiego, pojechaliśmy nad granicą austriacką. Jak się tam w nocy dopiero dowiedziałem, chodziło o zaatakowanie straży nadgranicznej i odebranie jej, o ile się uda, koni i broni. W ciągu nocy przejechaliśmy mil kilka, lecz w domkach strażniczych, zwanych po rusku „posty", nie było już żołnierzy, wszyscy bowiem zebrali się na przykomórku Szyce. Rano dojechaliśmy do wsi Biały Kościół właśnie w tej chwili, kiedy na mszę świętą dzwoniono. Wszyscy 11 weszliśmy do kościoła i wiedząc, że mamy atakować straż zebraną w Szycach, gorącośmy się modlili. Około 11 rano byliśmy już w Szycach i od razu przypuściliśmy gwałtowny atak na 17 strażników granicznych, mających oficera na czele i siedzących w pełnym rynsztunku na koniach. Oficer natychmiast oddał szablę, żołnierze broń i konie, które oddaliśmy pod dozór miejscowym chłopom. Sami zaś szybko pojechaliśmy zaatakować piechotę, która pod dowództwem innego oficera poszła nad granicę. W chwili, kiedy na 200 kroków spostrzegliśmy tych żołnierzy nadgranicznych, idących w szeregach, byliśmy na górze, z której po lodzie, jakim droga była pokryta, galopem atakowaliśmy ten oddział. Oficer jadący na koniu oddał pałasz natychmiast i wjechał między nas, zaś cały ten oddział pieszych strażników eskortowany przez Hubickiego i Elżanowskiego przyszedł do Szyc i tu złożył broń na dwie pary przygotowanych już sani. Zawezwani miejscowi włościanie pilnowali broni i karmili nasze konie, a Gaszyński i nas pięciu byliśmy na mięsnym, niby obiedzie na komorze. W czasie tego obiadu dano nam znać, że żołnierze (rosyjscy) buntują się i moga broń i konie odebrać. Natychmiast wsiedliśmy na konie i eskortując zabrane konie i broń około 2 godziny wróciliśmy do Ojcowa.
W ataku na Miechów [17 lutego 1863] Kurowskiego postanawia:
..szwadron jazdy Radońskiego, jaki miał przy sobie na szosie krakowskiej rzucić do ziejącego śmiercia Miechowa. I Radoński na rozkaz wodza formuje się czwórkami bo na taki front pozwala szerokości ulicy ,rusza smiało naprzód i pędem wpada na rynek.. Rażony ze wszech stron ogniem rwie naprzód. Napotyka na drodze straż graniczną , tratuje ją, ciężko rani jej wodza majora Małyszewa i w szalonym cwale przerzyna na wskroś całe miasto i wydostaje się na szosę kielecką... Zamknięty szlaban na rogatce otworzyła im mała dziewczyna. Właściwie na druga stronę miasta wypadło tylko dziewięciu; reszta się rozpierzchła. Między tymi dziewięcioma był: Lipczyński, [por.] Franciszek Gaszyński, Hubicki, Wilhelm Zachert i inni.
Spośród uczestników szarży Franciszek Gaszyński wymieniany jest jako uczestnik bitwy pod Małogoszczą. Można więc przypuszczać, że grupa, której udało się przedrzeć przez miasto poszła w na Kielecczyznę i dołączyła do oddziału Langiewicza a wymienionym w opisie Hubickim był Konrad, który podobno podczas powstania był adiutantem gen.Langiewicza. Po 1863 roku osiadł w Rudnikach k Częstochowy. Uzyskał tam stała posadę na kolei warszawsko-wiedeńskiej i gospodarował na niewielkiej działce ziemi zakupionej w tej miejscowości.
Jeden syn Bolesława Hubickiego został w okresie powstania wywieziony na Sybir i tam słuch o nim zaginął. Prawdopodobnie nosił na imię Stanisław lub Roman. Drugi (prawdopodobnie Edwin) po upadku powstania uciekł przed represjami na Bałkany do Serbii, tam ożenił się i osiadł na dużej . W miarę upływu lat, już u schyłku XIX wieku, kontakt z nim został przerwany. Według informacji przekazanych przez potomków Bolesława Hubickiego prawdopodobnie wyjechał później z żoną do Niemiec.
Wiadomo, że jednym ze źródeł dochodów Hubickich była produkcja śrutu, do której wykorzystywano zamkową studnię oczyszczoną do głębokości 160 łokci. Jak długo produkcja nie wiadomo. Nie natrafiłem na żadne informacje dokumentujące produkcję śrutu na rzecz powstańców. W kontekście informacji o udziale Karoliny Ostaszewskiej w powstaniu styczniowym pojawia się nazwisko Wolanowskich:
odstawiła do granicy szczęśliwie dwóch synów sędziego Wolanowskiego, Stefana i Edmunda, w dniu 15. XI 63 r. Obaj przebywali w Paryżu, jeden z braci po kilkunastu latach przybył do Krakowa, gdzie znalazł pracę, umarł w późnym wieku w zakładzie Helclów. Drugi, Edmund skorzystał z amnestji i osiadł w Częstochowie.
Żoną Romana Hubickiego, właściciela Smolenia, była Maria z Wolanowskich. O ewentualnych koligacjach rodzinnych Stefana i Edmunda z Hubickimi brak jest bliższych informacji.