Co w trawie piszczy
Pilickie Aktualności » Co w trawie piszczy
Pod koniec 2017 roku kilkanaście osób zaangażowało się w zorganizowanie akcji „Ratujmy pilicka farę”. Wielu piliczan przyłączyło się do działań składając datki na zabezpieczenie muru oporowego grożącego zawaleniem. W krótkim czasie na konto parafii trafiło kilkanaście tysięcy złotych. Cieszymy się, że wśród środków przekazanych na ratowanie świątyni znalazła się nasza cegiełka. W każdej normalnej miejscowości działania ludzie, którzy bezinteresownie próbują pomóc, nie ważne komu i w jakiej sytuacji, spotkały by się z życzliwym przyjęciem. Nie u nas. O tym, że tzw. Życzliwy napisał donosy na członków Społecznego Zespołu Ratowania Pilickiej Kolegiaty, adresowane do prokuratury, Urzędu Skarbowego i Urzędu Miasta i Gminy od miesięcy ćwierkają wszystkie wróble w gminie. Publiczną tajemnicą jest to, że jedno z pism jest anonimowe a drugie podpisane fikcyjnymi danymi. Sprawa śmierdzi więc na kilometr. W każdej normalnej miejscowości takie bazgroły trafiają tam gdzie ich miejsce- do kosza na śmieci. Nie u nas. Poczta pantoflową informowano kogo się da jakie nazwiska pojawiły się w wypocinach i kolportowano brednie, napawając się sensacją. Nie pierwszy raz. To, że kolporterzy sensacji łamali przy tej okazji prawo to inny temat. Nie będę jednak babrał się w g… Szkoda na to życia. Nie sądzę aby dobór osób, którym w anonimach „postawiono zarzuty” był przypadkowy: Kot, Grabowski, Kowalska… Ludziom myślącym ten zestaw nazwisk wystarczy do oceny całej sytuacji. My nie mamy sobie nic do zarzucenia a ocenę zachowania i poziomu intelektualnego tych, którzy sieją sensację pozostawiam mieszkańcom gminy. Najwyraźniej Pilica przestała być oazą społecznego spokoju i dynamicznego rozwoju jaką była przez kilkadziesiąt lat. Nie jest to wyłącznie moje zdanie i nie dotyczy tylko opisanego wyżej przypadku. Minęło pół roku od donosu i ze strony adresatów jest cisza. Klasyczne "pudło"...
Na brak propozycji współpracy nie narzekam więc zapraszam pana Donosiciela na kolejne imprezy z naszym udziałem. Stworzenie kolejnego anonimu nie powinno sprawić trudu. Stalinowski prokurator Andriej Wyszyński mawiał "Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie". Trzeba będzie się jednak pofatygować na imprezy kulturalne do sąsiednich miejscowości bo tam jesteśmy mile widziani. Warto też lepiej przygotować się do donosów od strony merytorycznej. Kiedy człowiek wpadnie w pisarsko-donosicielskie „patataj”, pisze co mu przyjdzie do głowy, byle dokopać przeciwnikowi. Efekt jest merytorycznie mizerny chociaż autor zadaje sobie trud nafaszerowania tekstu paragrafami i artykułami. Jedna z osób czytających donos, z racji zatrudnienia w instytucji stojącej na straży prawa, powiedziała: Nie muszę oglądać kabaretów w TV. Wystarczy mi czytanie takich wypocin. Niech to będzie podsumowaniem tematu.
Nie nudzę się. Mamy rok jubileuszowy. Już teraz z każdej strony słychać o imprezach związanych ze 100-leciem odzyskania niepodległości, a im do rocznicy będzie bliżej tym będzie głośniej. Początki Niepodległej to dalej spora biała plama w historii naszej gminy. Niewiele uczestników wydarzeń poznaliśmy z imienia i nazwiska. Zachowało się nieco fotografii, wykonanych w latach 1914-1921, przedstawiających piliczan w mundurach wojskowych lub organizacji paramilitarnych. Zaledwie kilka z nich jest podpisanych. Czasami na podstawie mundurów można określić formacje wojskowe i przybliżony czas wykonania fotografii. Na frontach pojawiały się jednak jednostki złożone z Polaków, które różnymi drogami, z różnych stron świata docierały o Ojczyzny. Często zdemobilizowani żołnierze wracali do domów w umundurowaniu, które trafiało do szaf. Kiedy więc w 1920 r. na front polsko-rosyjski ruszyli ochotnicy trafiały się mundurowe „składaki”: „pruskie spodnie-austriacka kurtka-rosyjska czapka-polski duch walki”. Podobnie miała się sprawa z uzbrojeniem. Pracuję nad uporządkowaniem wiedzy o udziale piliczan w działaniach na rzecz odzyskania niepodległości, od 1793 do 1920 roku i przełożeniem jej na wersję książkową. Z pierwszej przymiarki do składu wynika, że wydawnictwo będzie liczyło ponad 200 stron. Będzie też mała sensacja. Jak na zawołanie z czeluści archiwów wyjrzał, urodzony w Sławniowie, zapomniany bohater walk o niepodległość. Jest to postać równie nietuzinkowa jak zapomniana. Skrócona wersja tego fragmentu przyszłej książki ukaże się wkrótce w numerze specjalnym jednego z lokalnych wydawnictw i będzie tematem mojego referatu na sympozjum, na które otrzymałem zaproszenie. Od kilkunastu miesięcy trwa praca nad książką o Sławniowie. Kiedy wydawało się, że poszukiwania informacji w czeluściach państwowych i domowych archiwów dobiegły końca, oprócz wspomnianego wyżej bohatera, pojawił się ślad bardzo ciekawego i bardzo obszernego źródła materiałów, zwłaszcza graficznych, dotyczących rodziny Moesów. Mam nadzieję, że sprawy ułożą się pomyślnie a książka, dzięki obu znaleziskom znacznie zyska na merytorycznej wartości. Miłośnikom historii Sławniowa nie pozostaje więc nic innego jak uzbroić się w cierpliwość. Pokłosiem pracy nad historią Sławniowa i opublikowanej wcześniej historii Wierbki będzie monografia rodziny Moesów, zawierająca, oprócz ich pilickich dziejów, genealogię oraz opis działalność w Zgierzu, Choroszczy, Nowosiółkach, Białymstoku, Otwocku czy Warszawie.
Mamy silny i zgrany zespół ludzi, którzy chcą i potrafią działać społecznie. Jestem przekonany, że znajdziemy sojuszników. Dziękuję tym wszystkim, którzy wspierają nas dobrym słowem. Będziemy działać dalej i po raz kolejny postaramy się Was nie zawieść. My potrzebujemy Was a Wy potrzebujecie nas więc róbmy swoje. Kiedy działamy razem niemożliwe staje się możliwe.
Aleksander Kot